W przypadku Filharmonii Opolskiej można by się od biedy powołać na znany i lubiany „Lot trzmiela” Rimskiego-Korsakowa, z kolei Teatr Lalki i Aktora miał kiedyś w repertuarze „La Kukaraczę”, w której oprócz tytułowych karaluchów (a może karaczanów?) mieliśmy też oddział prusaków w charakterystycznych pikielhaubach na głowach (co niektórzy recenzenci uznali za szerzenie narodowych stereotypów i niedopuszczalny akcent antyniemiecki). Muzeum Wsi Opolskiej, położone pod miastem, czyli blisko natury, ma z trzmielem oraz innymi insektami kontakt na co dzień.
Z pomysłu, by filharmonicy i aktorzy sceny dramatycznej zajęli się ochroną trzmiela i innych zagrożonych gatunków, śmiać się łatwo, choć sprawa jest poważna. Wiadomo, że wojewódzkie instytucje kultury miały ostatnio spore problemy finansowe, więc każdy sposób, by przekazać im zastrzyk żywej gotówki, wart był rozważenia, Co ciekawe, nawet przyrodnicy wykazali pewne zrozumienie, sugerowali jednak, by w realizacji bioróżnorodnościowych programów skrzypków i wiolonczelistów wsparli jednak jacyś fachowcy od flory i fauny. Bo skoro już zdecydowano, że mają się tym zajmować artyści, to niech przynajmniej spróbują zrobić coś pożytecznego, co bez przyrodników może się nie udać.
Na razie dowiedzieliśmy się, że Teatr im.Jana Kochanowskiego szykuje premierę spektaklu dla dzieci „Wszystkie stworzenia duże i małe”, którego bohaterem ma być trzmiel. Jak sukces sztuki wpłynie na populację opolskich trzmieli, nie wiadomo.