Janusz Sanocki o tym, że autostrada to nie jest polna droga w Pcimiu, a także o tym, dlaczego wyborcy powinni jednogłośnie poprzeć ordynację jednomandatową
Nasz gość odmówił zapłacenia a kiedy obsługa A4 nie chciała go wypuścić, sam zadzwonił po policję, żeby ta go uwolniła. Tak też się stało.
- A o całej sprawie zawiadomiłem organy ścigania – dodaje.
Sanocki przekonuje, że w przypadku korzystania z autostrady mamy do czynienia z normalną umową cywilno-prawną i jeżeli ktoś, kto nam sprzedaje usługę, nie zapewnia odpowiedniej jakości, to o płaceniu nie ma mowy.
- To jest jakiś absurd, wszyscy w tym kraju próbują nas łupić! – twierdzi. – Co robią nasi posłowie? Tadeusz Jarmuziewicz, spec od infrastruktury, czy moi nyscy politycy Rajmund Miller i Ryszard Knosala? – pytał retorycznie Sanocki.
Z naszym gościem rozmawialiśmy jednak nie tylko o A4, ale także o referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych. Przypomnijmy: to właśnie Sanocki 20 lat temu zapalił się do brytyjskiego modelu wyborczego i założył obywatelski ruch na rzecz JOW-ów.
- Organizowaliśmy wtedy przełomowe konferencje, na których poznawaliśmy brytyjski model polityczny – wspominał. – Naszym gościem był długoletni brytyjski parlamentarzysta, który opowiadał, że każdy weekend spędza w swoim okręgu na spotkaniach z wyborcami. Bo wie, że musi o nich dbać, bo w wyborach liczy się dosłownie każdy głos. Nie tak jak u nas, gdzie o wynikach wyborów decyduje miejsce na liście, czyli de facto lider partii, która przypomina u nas wodzowski model leninowski. Trzy czwarte naszych posłów startowało z miejsca pierwszego, drugiego albo trzeciego. Gdyby zostały wprowadzone jednomandatowe okręgi wyborcze, to żaden z obecnych posłów ponownie by nie wygrał.
Nasz gość jest przekonany, że we wrześniowym referendum Polacy, zbrzydzeni obecnym systemem politycznym, poprą JOW-y. – Jeśli coś mnie martwi, to jedynie frekwencja – mówi Sanocki.
Posłuchajcie: