- Ja w politykę już się nie bawię z powodu doświadczeń sprzed 5 lat, kiedy to spotkałem się z falą niezrozumiałej dla mnie krytyki za start w wyborach do parlamentu Europejskiego - mówi Kroll.
- Jeden z moich kolegów zarzucił mi wówczas, że kandyduję do Europarlamentu, żeby dostawać 11 tysięcy euro diety poselskiej. W ogóle wielu działaczy zamiast robić wtedy kampanię, robiło antykampanię - przypomina Kroll.
Jego zdaniem jest tylko jeden kandydat, który ma największe szanse na wybór podczas majowych wyborów. To Stanisław Rakoczy - "jedynka" na listach PSL. Jak tłumaczy Kroll, chodzi o czystą matematyczną kalkulację - "jedynki" na listach mają bowiem największe szanse na mandat.
- Nie mam nic przeciwko Danucie Jazłowieckiej. Życzę jej drugiego mandatu. Niech Sławomir Kłosowski dostanie trzeci mandat z naszego okręgu. Bo to będą z Opolszczyzny mandaty. Musimy namawiać mieszkańców, żeby poszli do tych wyborów. Nie ma co narzekać, że europosłowie zarabiają wielkie pieniądze. Jak nie zarobią ich nasi opolscy deputowani, to zarobi je ktoś inny. W Warszawie i innych miastach chętnych nie brakuje - argumentuje Kroll. I dodaje, że kluczowa w takich okręgach jak dolnośląsko-opolski jest właśnie frekwencja, a nie szyld partyjny.
Posłuchaj:
Krzysztof Rapp