Triumf sceny Seattle. Alice in Chains nigdy nie zawodzi
Chociaż muzycy zespołu nigdy nie przepadali za grunge’ową łatką, zawsze podkreślali swoje przywiązanie do Seattle i do muzycznej sceny, które narodziła się w tym mieście. Szósta płyta Amerykanów to jawny hołd złożony ich korzeniom. Tytuł albumu to określenie mgły okalającej górę Rainier, czyli najwyższy szczyt w Waszyngtonie. Ulokowany na południowym wschodzie stanu stratowulkan jest w słoneczne dni dobrze widziany z Seattle.
Nazwa albumu nie jest pustą deklaracją. „Rainier Fog” to bowiem pierwszy od 1995 roku album zespołu częściowo nagrany w ich rodzinnym mieście. Muzycy powrócili do Studia X (niegdyś znanego jako Bad Animals Studio), w którym wcześniej nagrali płytę zatytułowaną po prostu „Alice in Chains”. Chociaż część materiału zarejestrowano również w Los Angeles i Nashville, zdaniem basisty Mike’a Ineza to właśnie powrót do rodzinnego miasta nadał płycie jej charakter. „Musieliśmy napić się tej wody, pooddychać tym powietrzem. Z tym miastem związanych jest tyle historii. Każdy zaułek przywołuje jakieś wspomnienia” - stwierdził muzyk, przyznając jednocześnie, że inicjatorem nagrań w Seattle był Sean Kinney grający w zespole na perkusji.
O brzmienie albumu po raz trzeci z rzędu zadbał z kolei Nick Raskulinecz, który wyrósł w ciągu ostatnich kilkunastu lat na czołowego producenta muzyki rockowej. Współpracował do tej pory m.in. z Foo Fighters, Rush czy Deftones.
I tym razem spisał się na medal, doskonale uwypuklając atuty brzmieniowe Alice in Chains. Z miejsca rozpoznawalne riffy dowodzącego zespołem Jerry’ego Cantrella brzmią potężnie i mięsiście. „The One You Know”, „Reinier Dog” czy „Red Giant” mogą bez kompleksów stawać w szranki z największymi hitami zespołu.
Na płycie równie przekonująco wypadł William DuVall, któremu już dawno udało się zerwać łatkę zastępcy Layne’a Staleya. Muzyk jest już składzie 12 lat i zdążył nagrać z Alice in Chains tyle samo długogrających płyt, co tragicznie zmarły poprzedni frontman. I co najważniejsze jego głos równie pięknie brzmi w harmoniach wokalnych nagrywanych z Jerrym, które odgrywają w muzyce Amerykanów tak samo ważną rolę, co gitarowy ciężar.
DuVall rozkręcił się poza tym jako kompozytor. „So Far Under” to bowiem pierwszy utwór Alice in Chains w całości stworzony przez wokalistę i gitarzystę rytmicznego. Muzyk współkomponował poza tym „Never Fade”, czyli wzruszający hołd dla nieodżałowanego Chrisa Cornella z Soundgarden. Duch tragicznie zmarłego muzyka jest zresztą obecny na płycie za sprawą należącej do niego akustycznej gitary, którą z Jerrym i Williamem podzieliła się siostra Chrisa. Muzycy postanowili wykorzystać instrument w nagraniach.