Bruce Dickinson otwarcie o walce z rakiem i przyszłości Iron Maiden
W wywiadzie dla NME 59-letni Dickinson po raz pierwszy otwarcie mówi o swojej konfrontacji z diagnozą o nowotworze oraz książce zatytułowanej "Do czego służy ten przycisk?".
- Pierwszą myślą, która przychodzi ci do głowy po tym jak lekarz, do którego masz zaufanie, mówi o dużym ryzyku nowotworu to to, że to już koniec, że nie ma nadziei. Od teraz jesteś już na równi pochyłej z bardzo dużym spadem, ale najgorsze jest to, że w zasadzie teraz jeszcze czujesz się całkiem dobrze i nie chcesz niczego zmieniać w dotychczasowym stylu życia, przecież wszystko jest jak dawniej, tylko z tyłu głowy ta czerwona lampka - mówi wokalista Iron Maiden.
- Miałem guza wielkości piłeczki golfowej na języku i jeszcze cztery mniejsze na węzłach chłonnych, więc sprawa wyglądała poważnie. Kiedy masz taką perspektywę, zdajesz się mocniej trzymać życia, dostrzegać jego wyjątkowość, sprawy, które dotąd uważałeś za oczywiste, urastają do rangi jakiejś nagrody, że jesteś tu, spotykasz ludzi, możesz się realizować itd. - podkreśla.
Po radioterapii możliwości wokalne Dickinsona zostały ograniczone do poziomu praktycznie wykluczającego funkcjonowanie w zawodzie, choć - jak przyznaje w wywiadzie z lekką ironią - wysokie tony wydobywa się jakoś łatwiej i wydają się być czystsze.
Bruce Dickinson wrócił do koncertowania z Iron Maiden i z optymizmem patrzy na plany występów.
- Dopóki zdrowie pozwoli, dopóki widzę na koncertach młodych ludzi, kolejne pokolenie, których jakoś inspiruje to co robimy, będziemy grać, będę szczęśliwcem, któremu było dane robić tak fantastyczne rzeczy - dodaje w wypowiedzi dla NME.
- Ktoś mówi, że rak pokona cię w kilka miesięcy, a 2 lata później parkujemy naszego 747 z napisami Iron Maiden i robimy koncert dla 50 tysięcy ludzi - nie jestem specjalnie religijny, ale to daje to myślenia, wzmacnia, buduje pokorę i sprawia, że rośnie poczucie wdzięczności za bycie tu i teraz - mówi.
Tough it out Bruce!