Zdaniem naszego gościa, bezrobocie w regionie spadnie w tym roku poniżej 6 procent i będzie oscylowało między 5,5 a 5,8 procent. Ale, zaznacza Suski, niższe już raczej nie będzie, bo cały czas mamy do czynienia z pewną grupą bezrobotnych, którzy po prostu nie są zainteresowani podjęciem żadnej pracy. Wypracowali sobie własny model życia, zwykle oparty na pozyskiwaniu świadczeń społecznych z różnych źródeł i dorywczej pracy w szarej strefie. Dlatego, zdaniem naszego gościa, warto bo pomyśleć o zacieśnieniu współpracy urzędów pracy z ośrodkami pomocy społecznej (a może nawet o połączeniu tych instytucji).
- Ale dodam, że, paradoksalnie, lepiej już było - mówi Suski. - Bo rynek pracownika, z którym mamy dziś do czynienia, oznacza z jednej strony większe możliwości wyboru dla osób szukających pracy, ale także określone problemy dla pracodawców. Będą musieli podnieść pensje, a to oznacza, że automatycznie podniosą ceny swoich produktów, co uderzy po kieszeni nas wszystkich - tłumaczy.
Dziś na Opolszczyźnie mamy około 22 tysięcy bezrobotnych, ale Suski pamięta czasy, gdy było ich cztery razy tyle a ulicami Nysy przechodziły marsze przeciw bezrobociu.
- Bo równocześnie padły wtedy w Nysie cztery duże zakłady, pracę straciło 7 tysięcy osób - wspomina. - Podobne problemy przeżywał wtedy Brzeg. W powiatach nyskim i brzeskim bezrobocie przekraczało 20 procent.
Nasz gość mówi, że najbardziej ekscytujący był dla niego moment, gdy urzędy pracy mogły realizować nowe projekty dzięki unijnym dotacjom. Nie było to łatwe, ale opolski WUP został doceniony - znalazł się na trzecim miejscu w kraju i dostał dodatkowe kilkadziesiąt milionów euro z tzw. rezerwy wykonania.