– W naszym domu przebywają kobiety, które z różnych przyczyn znalazły się w takim momencie, w którym nie mają gdzie mieszkać. Wszystko zawiodło i znalazły się u nas. Chcemy stworzyć im dom, a co za tym idzie, również Święta. Organizujemy więc wspólne spotkania, pytamy je, co im się kojarzy ze świątecznym czasem, jakie mają wspomnienia, doświadczenia. Jak u nich wyglądała Wigilia, jakie były potrawy. Zdarza się, że są to bolesne wspomnienia, trudne. Trzeba więc uważać, gdy mówi się „by było jak w domu”, bo dom może wiązać się z różnymi doświadczeniami – mówiła s. Marianna.
– Ze względu na to, że to są Święta religijne, Święta niosące nadzieję, dla osób w hospicjum też jest to czas szczególny. Często jest to oczekiwanie na najbliższych. Jest nadzieja, że pojawi się ktoś, kto na co dzień jest zabiegany, nie może być ciągle przy chorej osobie, a w Święta przychodzi, czy nawet bierze chorego do domu. Ta świadomość daje dużo radości i pacjenci bardzo czekają na te dni. Jako pracownicy też staramy się, by ten czas był wyjątkowy. Zapraszamy wolontariuszy, uczniów ze szkół, którzy śpiewają kolędy, przynoszą prezenty, co powoduje, że nawet cierpiące osoby, mimo wszystko, czują się lepiej – opowiadał Jarosław Wach.
– Jeśli stan zdrowia pacjentów pozwala, to mogą oni pojechać na Święta do domu. To bardzo ważne dla każdego z nich. Są jednak osoby, które nie są w stanie nawet opuścić swojego pokoju. Zdarza się więc, że rodzina organizuje Wigilię w pokoju pacjenta, bo mamy pokoje głównie jednoosobowe. Wówczas najczęściej rodzina nie ogranicza się jednak tylko do spotkania we własnym gronie, ale odwiedza także innych pacjentów. Niezależnie od tego, że rodziny spędzają czas z chorymi, my też staramy się, by pacjenci w tych dniach dostali np. świąteczne potrawy, a także, by do samotnych pacjentów przyszli wolontariusze, by spędzili z nimi czas. To jest najważniejsze, by choćby pomilczeć, jeśli taka jest potrzeba – dodał dyrektor hospicjum.
– Bardzo wspierają nas wolontariusze. Dzwonią do nas już przed Świętami z pytaniami, czego potrzebujemy. Pomoc jest bardzo konkretna i przemyślana. Zdarza się, że później wracają do nas osoby ze szkolnych grup, które nam pomagały, bo dalej chcą się angażować, będąc już w innym środowisku – mówiła s. Marianna.