W pierwszej części debatowali Michał Kalinowski z Lewicy, Robert Tistek z Kukiz'15, Justyna Zielińska z Partii Republikańskiej, Szymon Godyla z Nowoczesnej oraz Marek Kawa z Prawa i Sprawiedliwości. Przypomnijmy, że we wtorek premier Morawiecki, wicepremier Kaczyński i minister zdrowia Niedzielski spotkali się ze wszystkimi siłami politycznymi w Polsce. Opozycja po spotkaniu stwierdziła, że rząd nie ma pomysłu jak walczyć z epidemią COVID-19, a rzecznik rządu Piotr Muller ogłosił, że dalej będzie procedowana ustawa tzw. lex Hoc, która zakłada m.in. umożliwienie pracodawcom, aby mogli wymagać od pracowników negatywnego testu na koronawirusa. Z kolei w kolejnych dniach ma być procedowana ustawa, która zakłada powszechne i bezpłatne testowanie, ale jest też mowa o tym, że w przypadku gdy pracownik ma podejrzenie, że zaraził się w pracy, będzie mógł żądać odszkodowania od osoby, która się temu testowi nie poddała.
- Takich spotkań już było osiem i zawsze to wygląda tak, że pyta się nas o nasze propozycje, a premier czy inni kiwają głowami i nic się nie dzieje. W tym samym czasie umierają ludzie. Liczymy na konkrety, a my przychodzimy z pomysłem obowiązkowych szczepień paszportach covidowych i braku lockdownu dla osób zaszczepionych. Co do tej propozycji; lepiej cokolwiek zrobić niż nic, ale to przerzucanie odpowiedzialności na pracodawców czy też na pracowników. To państwo musi wziąć odpowiedzialność za takie rzeczy. Przypomnę, że każdy z nas jest już po 14 obowiązkowych szczepieniach - mówił Michał Kalinowski z Lewicy.
- Spotkania u premiera z opozycją odbywają się mniej więcej w ten sam sposób: przychodzi opozycja, która de facto nie ma żadnych pomysłów i wychodzi pierwsza, by przekazać pierwsze newsy mediom. Działania rządu w ogóle nie są odważne. Nie mówimy w ogóle o leczeniu osób chorujących na koronawirus. Testy są podważane, w innych krajach odchodzi się od testowania, bo rządy twierdzą, że testowanie nie ma sensu, bo koronawirus już z nami będzie i trzeba się z nim nauczyć żyć - mówił Robert Tistek z Kukisz'15.
- To nie pierwsze spotkanie premiera z opozycją i dialog jest istotny, bo trzeba przedstawić sytuację. Trzeba wznosić się ponad podziały polityczne i pracować dla życia i zdrowia obywateli. Z jednej strony jest pogląd odrzucania obostrzeń, a inni mówią o odrzucaniu szczepień i dobrze, że te różne spojrzenia mogą być przedstawione. Rząd idzie drogą środka i odrzuca pewne skrajności. Ustawa, mam nadzieję, pogodzi różne środowiska, ale nie mogę się zgodzić z tym, że rząd nic nie robi ws. pandemii, bo mówimy o masowych testach, opiece dla seniorów czy pracy zdalnej - powiedziała Justyna Zielińska z Partii Republikańskiej.
Szymon Godyla z Nowoczesnej na początku zwrócił uwagę, że obecne procedury nie są przestrzegane, co spowodowało, że na kwarantannie jest milion osób, co może skutkować paraliżem w gospodarce. - PiS-u nie podzieliła dewastacja sądów czy ograniczanie praw kobiet, ale roztrzaskali się o ścianę w przypadku szczepionek. Mają mocny ruch antyszczepionkowy, a jego twarzą jest poseł Siarkowska. Było już kilka takich spotkań i z nich nie wynika nic. Jutro wracamy do sejmu, do komisji zdrowia i PiS będzie mógł pokazać swoją siłę wysłuchania wszystkich. Na pewno trzeba ludzi testować, ale też nie zgadzam się, żeby pracownicy donosili na siebie - mówił Godyla.
- Opozycji nie podoba się gdy jest jednomyślność, bo wtedy twierdzą, że nie ma możliwości dyskusji, a gdy jest dyskusja i to newralgiczna, bo dotyczy biologicznej tkanki społeczeństwa, to też jest źle. Bardziej bym się skupił na konsultacjach, tak jak to np. zrobił prezydent i to jest dla nas istotne. Każdy wariant koronawirusa, który nas dotyka ma inny sposób działania, działamy trochę jak na poligonie wojennym, gdzie trzeba szybko szukać rozwiązań. Podchodźmy cierpliwie i wykażmy się odpowiedzialnością indywidualną. Jedna czy druga ustawa nie rozwiąże problemu pandemii - mówił Marek Kawa z PiS.
W drugiej części programu wróciliśmy do czwartkowego głosowania w sejmie, który odrzucił wszystkie senackie poprawki do budżetu państwa na rok 2022. To oznacza, że subwencja na naukę języków mniejszości zostanie pomniejszona o 40 mln złotych, a pieniądze mają trafić na naukę języka polskiego w Niemczech.
- Myślę, że prezydent podpisze tę ustawę i ona wejdzie w życie. Karygodne jest to, że ktoś w ogóle ruszył subwencję oświatową. W piątek było posiedzenie komisji mniejszości i przedstawiciel ministerstwa edukacji stwierdził, że trwają prace nad zmianą rozporządzenia. Proponuje się podzielić mniejszości, czego dotychczas nigdy nie było w żadnym kraju. Planuje się wprowadzić dodatkowy zapis, który będzie mówił o tym, że z tego podziału środków są wyłączone mniejszości łącznie z Kaszubami, a dla mniejszości niemieckiej tworzy się oddzielny zapis, tzn. że będą nie trzy godziny dodatkowego nauczania tylko jedna. Dla mnie to jest tragedia. Chyba premier i minister edukacji stracili panowanie nad sytuacją, a rządzi teraz jeden najmądrzejszy poseł. W ten sposób krzywdzi się dzieci i tłamsi edukację. W ubiegłym tygodniu zadzwoniła do mnie zbulwersowana europoseł Anna Zalewska, że jak można majstrować przy subwencji, której nikt nigdy nie ruszał i która była świętością - powiedział Ryszard Galla, poseł Mniejszości Niemieckiej.
- Te pieniądze nie są nikomu zabierane, tylko są przesuwane na ten sam cel, czyli na naukę języka, tylko że zamiast niemieckiego będą one przeznaczone na naukę polskiego, a w przyszłości dedykowane na nauczanie na całym świecie. Republika Federalna Niemiec od 30 lat nie wypełniła swojego obowiązku, a Polska wyasygnowała pieniądze dla mniejszości. Artykuł 25 traktatu między RP a RFN stanowi i za tym opowiedzieli się sygnatariusze, aby poszerzać naukę języka w szkołach, na uczelniach i w innych placówkach, by zakładać szkoły w dwóch językach. Rząd RFN nie może czy nie chce wydatkować pieniędzy na naukę polskiego w Niemczech, więc Polska musi zadbać o swoich obywateli i uzupełnieniem będzie właśnie pomysł Solidarnej Polski i Janusza Kowalskiego, by stworzyć instytut polski. Powstanie instytutu jest świetną odpowiedzią państwa polskiego, aby krzewić język polski na całym świecie - powiedział Tomasz Gabor z Solidarnej Polski.
- Pięciu posłów Zjednoczonej Prawicy z województwa opolskiego odebrało środki na edukację naszych polskich dzieci. Apeluję do mieszkańców regionu, by pamiętali kto odbiera dzieciom dostęp do edukacji i kto jest przeciwko samorządom - mówił Marcin Oszańca z Polskiego Stronnictwa Ludowego. - Te 40 mln będzie zabrane samorządom. My będziemy śledzić kogo ten instytut będzie zatrudniał, bo Solidarnej Polsce trzeba patrzeć na ręce. Ten dzień głosowania to jest dzień hańby. W kolejnej kadencji będę walczyć by przywrócić normalność, gdy już prawica przestanie rządzić - mówił Oszańca.
- Wracamy do sztucznie wywołanej dyskusji. Trzeba podkreślić wartość wielokulturowości i wielojęzyczności i prawo obywateli należących do mniejszości. Wiemy jaka jest historia tego regionu, pytanie w co chcemy uderzyć, co chcemy wyjaśnić i unormować. Czy chodzi o zachowanie symetrii między państwem polskim i niemieckim? Spór dotyczy definiowania pewnych kwestii i postawienia pytania czy istnieje mniejszość polska na terytorium Niemiec. Zabieramy 40 mln złotych, wiemy że z nauki j.niemieckiego korzysta kilkadziesiąt tysięcy dzieci, to nie jest mało. Pytanie czy są to dzieci z mniejszości i pytanie czy należy to rozstrzygać, bo mówiliśmy, że to jest wartość dodana. Z drugiej strony nasuwa się pytanie o równowagę, bo rząd centralny nie wydaje ani jednego euro, a zgadzamy się, że landy finansują naukę języków pochodzenia, w tym polskiego. Dyskusja jest otwarta, pytanie na ile to nas tutaj podzieli, a na ile wyprostuje pewne kwestie dotyczące mniejszości narodowych i finansowania języka - powiedział Aleksander Bugla z Prawa i Sprawiedliwości.