- Ocenił bym tę debatę, jako teatr polityczny. Porównałbym ją do debaty w polskim sejmie, czyli było głośno - powiedział poseł MN Ryszard Galla. - Premier w swoim wystąpieniu chciał pokazać swoją siłę, z drugiej strony były słowa krytyki ze strony europarlamentarzystów. Bardziej konkretne, merytoryczna rozmowa odbywała się na szczycie przywódców, Radzie Europejskiej - dodał.
- Mówiąc językiem młodzieżowym premier zebrał nadzwyczajne bęcki, po całości. Przez 1.5 godz. nie było głosu, który by go wsparł - powiedział poseł PO Ryszard Wilczyński. Widać było frustrację posłów PE, bo oni spodziewali się innej narracji, że premier wyjdzie i powie, że będzie poszukiwał rozwiązań, znalezienia kompromisu między stanowiskiem własnego obozu politycznego a tym, co jest oczywiste w Unii Europejskiej - dodał.
Aleksander Bugla z Prawa i Sprawiedliwości powiedział, że mogliśmy obserwować niesamowity wybuch furii. - Nie słuchano tego, co miał do powiedzenia premier Morawiecki. Liderami furii byli europosłowie polscy z opozycji. To było najsmutniejsze - powiedział.
- Premier przemawiał do swojego elektoratu - ocenił Szymon Godyla z Nowoczesnej. Po to, żeby można było wycinki przemówienia puszczać w TVP i skupiać się na wmawianiu, że wszystko jest dobrze, jak wszyscy mówią, że jest źle - dodał.
- Premier pojechał zwrócić uwagę na problemy z jakimi UE musi się zmierzyć i że Polska się nigdzie nie wybiera - podkreślał Paweł Nakonieczny z PiS. - Opozycja odniosła sukces, bo przekonała większość liberalną w PE, że w ten sposób mogą pomóc wygrać opozycji w Polsce.