Osłabiony MKS nie dał rady GKS-owi [ZDJĘCIA]
MKS Kluczbork nie sprostał wiceliderowi z Katowic i mimo ambitnej walki zasłużenie przegrał 0:2.
Bez trenera Mirosława Dymka, który zasiadł na trybunach i swojego kapitana Rafała Niziołka, który pauzował za kartki, przyszło się mierzyć niebiesko-białym z drugą drużyną zaplecza ekstraklasy GKS-em Katowice. To nie wszystkie nieszczęścia, które spadły na opolskich piłkarzy. Na przedmeczowej rozgrzewce kontuzji doznał Bartosz Brodziński i zamiast niego na plac gry wyszedł Paweł Gierak.
W 20. minucie boisko z powodu kontuzji musiał opuścić grający za Niziołka w strefie pomocy i wywiązujący się z tego zadania bardzo dobrze Adam Orłowicz. Do tego momentu spotkanie było wyrównane, a goście mieli tylko jedną szanse na objecie prowadzenia.
Z czasem przewaga GKS-u uwidaczniała się na boisku. Piłkarze Jerzego Brzęczka szybko przemieszczali się po boisku i mimo znacznego zagęszczenia pola gry przez MKS, pod bramką Oskara Pogorzelca zaczynało być coraz groźniej. W 39. minucie obrońcy MKS-u nie potrafili wybić piłki poza pole karne, dopadł do niej Paweł Mandrysz i z 11. metra trafił przy prawym słupku zasłoniętego bramkarza MKS-u.
Prób przedarcia się naszej drużyny pod pole karne GKS-u można by zliczyć na palcach jednej ręki. MKS tylko raz w końcówce groźniej zaatakował. Było to już jednak przy stanie 2:0 dla gości. Drugą bramkę zdobył starzałem-dośrodkowaniem Łukasz Zejdler. Honorową bramkę powinien zdobyć Maciej Kowalczyk jednak jego strzał, w wiadomy tylko sobie sposób, obronił były bramkarz MKS-u a teraz GKS-u Mateusz Abramowicz.
W 20. minucie boisko z powodu kontuzji musiał opuścić grający za Niziołka w strefie pomocy i wywiązujący się z tego zadania bardzo dobrze Adam Orłowicz. Do tego momentu spotkanie było wyrównane, a goście mieli tylko jedną szanse na objecie prowadzenia.
Z czasem przewaga GKS-u uwidaczniała się na boisku. Piłkarze Jerzego Brzęczka szybko przemieszczali się po boisku i mimo znacznego zagęszczenia pola gry przez MKS, pod bramką Oskara Pogorzelca zaczynało być coraz groźniej. W 39. minucie obrońcy MKS-u nie potrafili wybić piłki poza pole karne, dopadł do niej Paweł Mandrysz i z 11. metra trafił przy prawym słupku zasłoniętego bramkarza MKS-u.
Prób przedarcia się naszej drużyny pod pole karne GKS-u można by zliczyć na palcach jednej ręki. MKS tylko raz w końcówce groźniej zaatakował. Było to już jednak przy stanie 2:0 dla gości. Drugą bramkę zdobył starzałem-dośrodkowaniem Łukasz Zejdler. Honorową bramkę powinien zdobyć Maciej Kowalczyk jednak jego strzał, w wiadomy tylko sobie sposób, obronił były bramkarz MKS-u a teraz GKS-u Mateusz Abramowicz.