Podczas II wojny światowej Mielec był garnizonem niemieckim, w mieście stacjonowało Gestapo i żandarmeria, a także oddziały Werkschutzu i granatowej policji. Ponadto w pobliżu znajdowały się zakłady lotnicze, chronione przez niemieckie oddziały. Dlatego po przeprawieniu się przez Wisłokę, Józef Wiącek "Sowa" podzielił oddział z ciężką bronią maszynową, amunicją i materiałami wybuchowymi, na kilka grup, z których każda miała przydzielone inne zadanie. W grupie uderzeniowej znaleźli się: dowódca Józef Wiącek, Zdzisław de Ville "Zdzich", Roman Szelest "Uszaty", Zbigniew Kabata "Bobo" i Marian Lech "Marian Wielki".
Mimo, że nie udało im się zaskoczyć niemieckiego patrolu, i wywiązała się wymiana ognia, partyzanci wysadzili bramę więzienia, weszli do wewnątrz gmachu i zdobyli klucze do cel. Niektórzy z uwolnionych uciekli o własnych siłach, inni - torturowani przez Gestapo - wymagali pomocy. Nieprzytomnego profesora Szewerę, partyzanci, jego dawni uczniowie, wynieśli na rękach.
W tym czasie pod więzienie chciała się przedrzeć zmotoryzowana jednostka niemieckiej żandarmerii, jednak napotkała opór ogniowy grupy Zbigniewa Modzelewskiego "Warszawiaka". Kierowca stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w pobliski budynek. Wycofujących się w kierunku rynku żandarmów, ostrzelali od tyłu zdezorientowani żołnierze jednostki Wehrmachtu.
Z biorących udział w akcji żołnierzy podziemia nikt nie zginął. Chorzy i pobici więźniowie wycofali się wraz z nimi na przygotowany galar na Wisłoce, którym spłynęli do Wisły. Niemcy otoczyli Mielec, oświetlając okolicę olbrzymimi reflektorami, bezskutecznie poszukując partyzantów. Żołnierz AK i "Jędrusiów" - Mieczysław Korczak "Dentysta" wspominał, że niedługo po akcji, do jego gabinetu stomatologicznego w Połańcu zgłosił się z bólem zęba pewien folksdojcz. Opowiadał o "przerażeniu Niemców, kiedy nocą cała armia Polaków wkroczyła do Mielca, a potem gdzieś momentalnie znikła."
(więcej)
Legendarną grupę dywersyjno-bojową "Jędrusie" utworzył na Sandomierszczyźnie wiosną 1941 roku Władysław Jasiński "Jędruś", z wykształcenia prawnik, przed wojną nauczyciel oraz instruktor harcerski. Pseudonim "Jędruś" wziął od zdrobniałego imienia swojego synka Andrzeja. Po śmierci Władysława Jasińskiego w styczniu 1943 roku, oddziałem dowodził Józef Wiącek "Sowa". Grupa "Jędrusie" licząca w różnym czasie od 60 do 100 żołnierzy, miała świetny wywiad, a ze swoim pismem "Odwet" docierała do wielu ludzi.
W latach 1941-1942 w oddziale nikt nie zginął i nie był nawet ranny. Skuteczność "Jędrusiów" oraz prowadzenie akcji małymi grupami w rozległym terenie, wytworzyło wokół nich legendę. Ich nazwą określano później inne oddziały podziemia w centralnej Polsce, bez względu na przynależność organizacyjną.
"Jędrusie" zasłynęli między innymi przejmowaniem niemieckich transportów. Likwidowali bandy rabunkowe i leśne bimbrownie, wykonywali kary śmierci na niemieckich agentach i konfidentach, piętnowali złodziei, pomagali rodzinom aresztowanych oraz wysyłali paczki jeńcom w niemieckich obozach.
Jedną ze spektakularnych akcji "Jędrusiów" było rozbicie niemieckiego więzienia w Opatowie, 12 marca 1943 roku. Razem w żołnierzami AK uwolnili 80 osadzonych, wśród nich 12 kobiet. W większości byli to członkowie miejscowego ruchu oporu. Zuchwała akcja odbiła się głośnym echem w Generalnej Guberni. Wkrótce dowództwo krakowskiego okręgu AK poprosiło "Jędrusiów" o odbicie więźniów w Mielcu.
W listopadzie 1943 roku oddział został włączony do Armii Krajowej, zachowując nazwę i odrębność. Brał udział w marszu na pomoc walczącej Warszawie w 1944-tym, by do końca wojny walczyć w Górach Świętokrzyskich. Po wkroczeniu Sowietów wielu "Jędrusiów" było aresztowanych i więzionych, a część zesłana do łagrów na Syberię.