W nocy z wtorku na środę mieszkańcy Włęcza i okolicznych miejscowości zorganizowali kolejne spotkanie. Było ono rodzajem podsumowania dotychczasowych działań rekonstrukcyjnych. Z resztek nieprzydatnego drewna z chaty po dekonstrukcji rozpalono ognisko. Mury zabytku stały się tłem dla prezentowanych filmów. Tych powstało już kilka, gdyż lokalna społeczność w dawnej chacie kantora przez ostatnie lata organizowało m.in. dziady, kolędowanie, dobrzyńskie wesele, pustą noc, kupały, czy spotkania mające przypomnieć zwyczaje wielkanocne.
"My kojarzymy Olędrów, mennonitów z kilkoma miejscami na Żuławach, czy Parkiem Etnograficznym w Toruniu. A przecież pas osadnictwa był szeroki i ciągnął się aż do Warszawy. My tu — w gminie Czernikowo — od 2012 roku próbujemy ocalić chatę włęcką. Nie chcieliśmy części drewna, którego nie da się wykorzystać w procesie renowacji, spalić bez kontaktu. Dlatego zorganizowaliśmy imprezę +Czyż-nie jak feniks z popiołów. Zaczynamy bowiem naprawę tej chaty od jej dekonstrukcji. Zamierzamy jeszcze skuć elementy wtórne, czyli tynki, które tu są. Z tych funduszy, które przyznał nam konserwator zabytków, w tym roku chcemy jeszcze zrobić fundamenty. Wykorzystamy do tego również pomoc gminy i społeczne siły. Na tyle nas na ten moment stać" - powiedział PAP Dariusz Chrobak, wiceprezes Stowarzyszenia "CZYŻ-NIE", dyrektor szkoły w Czernikowie i regionalista.
Trwające we Włęczu — położonym nad Wisłą — prace, mają na celu ziszczenie wieloletnich marzeń społeczników i lokalnej społeczności. Pierwsze opinie konserwatorów były takie, że wiele drewna wykorzystanego do budowy chaty da się ponownie wykorzystać w procesie rekonstrukcji.
"Wówczas szacunki mówiły o tym, że dobre jest 60-70 procent drewnianych elementów. Po rozbiórce widać wyraźnie, że ponad połowa na pewno zostanie na nowo użyta. Jak będziemy mieli pieniądze, to będzie szansa odnawiania. Do tego trzeba wyszukać odpowiedniego drewna — najlepiej w lutym. (...) Nie chcę już mówić o liczbach, ale nam potrzeba jeszcze minimum 300 tysięcy zł, aby wznieść obiekt częściowo z tych belek, które są i go zadaszyć. Wtedy spokojnie możemy z mniejszych projektów, pod okiem konserwatora robić wnętrze" - dodał Chrobak.
Lokalna społeczność stara się o dofinansowanie ministerialne i nie traci nadziei, że uda się je uzyskać, być może już w kolejnym roku. W pomoc włączyła się gmina, która przejęła obiekt i ma być wsparciem logistyczno-instytucjonalnym.
O samej Chacie we Włęczu dyrektor-pasjonat mówi, jako o miejscu wyjątkowym. Cmentarz, dzwonnica i chata kantora nie zachowały się bowiem w żadnej innej miejscowości na Ziemi Dobrzyńskiej.
Wójt gminy Czernikowo Tomasz Krasicki zapowiedział w rozmowie z PAP, że plan zakłada zrealizowanie całej inwestycji w dwa lata.
"Gdyby nie oddolne inicjatywy, tego obiektu prawdopodobnie by już nie było. Wszystko zaczęło się od społecznych konserwatorów zabytków oraz organizacji pozarządowych. Restauracja była niemożliwa bez wsparcia samorządu, bo kluczowe są procedury. Stąd decyzja Rady Gminy i moja, aby przejąć ten grunt i wspólnie się nim zaopiekować" - dodał Krasicki.
Chrobak dodał, że na szczęście udaje się we Włęczu co chwilę aktywizować grupę zapaleńców. Do kolejnych inicjatyw dołączają się rodziny z dziećmi, osoby osiedlające się na tym terenie.
"Przywozimy tu także często dzieci ze szkoły. Wczorajszą imprezę zrobiliśmy tylko dlatego, aby pokazać, jak wygląda chata. Zależało nam na tym, aby ludzie usłyszeli, że nie jest to rozwalenie chaty, ale pierwszy etap rekonstrukcji" - podsumował. (PAP)
autor: Tomasz Więcławski
twi/ dki/