– Ta książka to mój zawodowy testament – mówi Siembieda. – Przez całe życie reporterskie zajmowałem się wygrzebywaniem zagadek z przeszłości. Interesowały mnie sprawy, które nigdy się nie skończyły i ciągle komuś nie dają spać. To była banalna inspiracja, po prostu wyszedłem z kina z "Kodu Leonarda da Vinci" z zazdrością ogromną. Szalenie zazdrościłem Danowi Brownowi tego, że się świetnie bawił – dodaje.
Napisanie powieści zajęło mu 7 lat. – Trzeba było przestroić cały warsztat – mówi reportażysta o swoim debiucie prozatorskim. – Dziennikarstwo nie znosi dialogów, opisów, przymiotników, których tak naprawdę w informacji nie ma, tego wszystkiego trzeba było się nauczyć i to stąd te parkingi czasowe – dodaje.
Prototypy postaci autor zaczerpnął ze swojego otoczenia. – Nawet nie tyle ich wygląd, co osobowość, pewne cechy - wyjaśnia Siembieda. – Postacie powinny mieć jakieś wyróżniki. Tutaj często podpatrywałem znajomych, bliskich i ich cechy – dodaje.