SB-eckie kuszenie
W chwili ogłoszenia stanu wojennego przewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w Opolu był Roman Kirstein. Oto jak potoczyły się wtedy jego losy.
Późnym wieczorem 12 grudnia 1981 roku przewodniczący Roman Kirstein był na pogawędce u sąsiada i kolegi z Solidarności Edwarda Żurawia, który mieszkał dwa piętra wyżej. Tam znaleźli go funkcjonariusze z grupy operacyjnej, która przybyła po działaczy Solidarności mieszkających w jednym z deskowców na opolskich Chabrach.
Zawieziono go na komendę wojewódzką milicji, gdzie po przesłuchaniu trafił na tzw. dołek. Rano wraz z innymi zatrzymanymi został przewieziony do opolskiego aresztu na ul. Sądowej.
Początkowo trafił do celi, w której siedzieli więźniowie kryminalni, ale po dwóch dniach przeniesiono go do celi, w której siedzieli wyłącznie internowani, ale zupełnie mu nieznani.
W odróżnieniu od pozostałych nie wypuszczano go na spacerniak, ale pozwalano na spacery po specjalnie dla niego odgrodzonym fragmencie korytarza.
Dopiero po około tygodniu udało mu się – przez wypuszczonego współwięźnia – przekazać żonie informację gdzie się znajduje. Do tej pory rodzina nie wiedziała co się z nim dzieje.
Wkrótce przeniesiono go do jednoosobowej celi. Jeszcze w grudniu zaproponowano mu polepszenie warunków, jeśli podpisze oświadczenie, że górnicy z kopalni „Wujek” pierwsi zaatakowali milicjantów. Odpowiedział, że zarząd MKZ-u działa kolegialnie i bez narady z kolegami nie zamierza nic podpisywać.
Około miesiąca później funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa złożył Romanowi Kirstejnowi ofertę: wyjdzie na wolność, jeśli zgodzi się wziąć udział w spotkaniu grupy związkowców z Wojciechem Jaruzelskim i organizacji nowych związków zawodowych. Zmęczony izolacją zgodził się.
Wypuszczono go na weekend do domu pod warunkiem stawienia się w poniedziałek na wyjazd do Warszawy. Jednak zamiast na miejscu zbiórki Roman Kirstein poszedł do opolskiego klasztoru Jezuitów, tam ukrywał się około miesiąca.
Gdy wokół klasztoru zaczęli kręcić się tajniacy, zdecydowano o przenosinach do prywatnego mieszkania. Po drodze postanowił zajrzeć do własnego domu, zaraz za nim zjawili się funkcjonariusze.
Za ucieczkę zesłano go do dawnej filii obozu koncentracyjnego Grossrosen w Kamiennej Górze. Przetrzymywano tam więźniów na gołym betonie w nieogrzewanych karcerach. Po kilku miesiącach trafił do więziennego szpitala we Wrocławiu i dopiero gdy okazało się, że choroba jest poważna, zwolniono go do domu. Nigdy już nie wrócił do pełnego zdrowia.
Felieton jest prezentowany w ramach cyklu Bolesława Bezega „Internowana nadzieja”. Audycja jest częścią projektu o tym samym tytule.
Zawieziono go na komendę wojewódzką milicji, gdzie po przesłuchaniu trafił na tzw. dołek. Rano wraz z innymi zatrzymanymi został przewieziony do opolskiego aresztu na ul. Sądowej.
Początkowo trafił do celi, w której siedzieli więźniowie kryminalni, ale po dwóch dniach przeniesiono go do celi, w której siedzieli wyłącznie internowani, ale zupełnie mu nieznani.
W odróżnieniu od pozostałych nie wypuszczano go na spacerniak, ale pozwalano na spacery po specjalnie dla niego odgrodzonym fragmencie korytarza.
Dopiero po około tygodniu udało mu się – przez wypuszczonego współwięźnia – przekazać żonie informację gdzie się znajduje. Do tej pory rodzina nie wiedziała co się z nim dzieje.
Wkrótce przeniesiono go do jednoosobowej celi. Jeszcze w grudniu zaproponowano mu polepszenie warunków, jeśli podpisze oświadczenie, że górnicy z kopalni „Wujek” pierwsi zaatakowali milicjantów. Odpowiedział, że zarząd MKZ-u działa kolegialnie i bez narady z kolegami nie zamierza nic podpisywać.
Około miesiąca później funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa złożył Romanowi Kirstejnowi ofertę: wyjdzie na wolność, jeśli zgodzi się wziąć udział w spotkaniu grupy związkowców z Wojciechem Jaruzelskim i organizacji nowych związków zawodowych. Zmęczony izolacją zgodził się.
Wypuszczono go na weekend do domu pod warunkiem stawienia się w poniedziałek na wyjazd do Warszawy. Jednak zamiast na miejscu zbiórki Roman Kirstein poszedł do opolskiego klasztoru Jezuitów, tam ukrywał się około miesiąca.
Gdy wokół klasztoru zaczęli kręcić się tajniacy, zdecydowano o przenosinach do prywatnego mieszkania. Po drodze postanowił zajrzeć do własnego domu, zaraz za nim zjawili się funkcjonariusze.
Za ucieczkę zesłano go do dawnej filii obozu koncentracyjnego Grossrosen w Kamiennej Górze. Przetrzymywano tam więźniów na gołym betonie w nieogrzewanych karcerach. Po kilku miesiącach trafił do więziennego szpitala we Wrocławiu i dopiero gdy okazało się, że choroba jest poważna, zwolniono go do domu. Nigdy już nie wrócił do pełnego zdrowia.
Felieton jest prezentowany w ramach cyklu Bolesława Bezega „Internowana nadzieja”. Audycja jest częścią projektu o tym samym tytule.