Gruzja/ Partia władzy krytykuje unijnych ministrów za udział w proteście
„Zagraniczni politycy dołączający do radykalnych marszy antyrządowych w Tbilisi to nie tylko nieprzyjazne działanie przeciwko narodowi gruzińskiemu. To także symptom, ze rosyjski rząd wszczepił część swojego światopoglądu swoim najbardziej zaciętym oponentom, zwłaszcza w krajach bałtyckich” – skomentował na platformie X Szałwa Papuaszwili, przewodniczący parlamentu.
„To nie przyjaźń, to wrogość, to próba pogłębienia polaryzacji w kraju. Czy wyobrażacie sobie, żeby np. nasz minister spraw zagranicznych pojechał do Erywania i wystąpił tam na akcji opozycji?” – mówił sekretarz generalny Gruzińskiego Marzenia, mer Tbilisi Kacha Kaładze.
Szefowie MSZ Litwy i Estonii oraz szefowa MSZ Islandii przebywali w środę z wizytą w Gruzji i odbyli m.in. rozmowy z przedstawicielami rządu. Wieczorem wystąpili przed tłumem demonstrantów ze sceny przed parlamentem, wygłaszając słowa poparcia dla Gruzinów, którzy występują przeciwko ustawie o agentach zagranicznych.
Partii władzy, która przedstawia protesty jako "działania Partii Globalnej Wojny", a opozycję oskarża o opętanie młodzieży i nakłanianie jej do radykalnych akcji, wtóruje kremlowski polityk Konstantin Kosaczow. Wiceszef Rady Federacji porównał trójkę ministrów do Victorii Nuland, która jako reprezentantka Departamentu Stanu w 2013 r. przyszła na ukraiński Majdan. „Nuland częstująca protestujących ciasteczkami Departamentu Stanu” to kluczowy element rosyjskiej propagandy na temat źródeł konfliktu na Ukrainie, który według wersji Kremla był „inspirowany przez USA”.
Wersja o tajemniczych wpływach zagranicznych promowana jest również w Tbilisi. M.in. partia władzy za swoim nieformalnym przywódcą Bidziną Iwaniszwilim powtarza, że za protestami stoi Partia Globalnej Wojny. Nie można powiedzieć dokładnie, co to za struktura, bo to „zaszkodziłoby interesom bezpieczeństwa” (słowa premiera Gruzji). Jest to ta sama „partia”, która (jakoby) chce otworzyć drugi front i przynieść wojnę do Gruzji.
We wtorek partia rządząca Gruzińskie Marzenie przegłosowała kontrowersyjną ustawę o tzw. agentach zagranicznych (o przejrzystości wpływów). Nowe prawo przewiduje, że osoby prawne i media otrzymujące ponad 20 proc. budżetu z zagranicy podlegałyby rejestracji i sprawozdawczości oraz trafiłyby do rejestru agentów obcego wpływu. Przeciwnicy ustawy ostrzegają, że zagraża ona sektorowi obywatelskiemu i mediom, a także godzi w europejskie aspiracje Gruzji i grozi rosyjskim scenariuszem autorytarnym. Ustawa jest również nazywana „rosyjską”.
Z Tbilisi Justyna Prus (PAP)
just/ mms/