USA nałożyły sankcje za eskalację przemocy w Birmie
Stany Zjednoczone poinformowały w poniedziałek, że nałożyły sankcje na dwie osoby i dwa podmioty związane z wojskiem Birmy i brutalnym tłumieniem prodemokratycznych protestów.
Decyzja w tej sprawie została podjęta,według Departamentu Stanu, gdy Unia Europejska ogłosiła własne sankcje wobec 11 osób związanych z zamachem stanu z 1 lutego i związaną z nim przemocą.
„Działania te pokazują, że społeczność międzynarodowa potępiła reżim wojskowy Birmy ” - powiedział sekretarz stanu Antony Blinken w oświadczeniu, wzywając wojsko do uwolnienia wszystkich niesprawiedliwie zatrzymanych i zaprzestania ataków na członków społeczeństwa obywatelskiego.
Osobami i podmiotami objętymi sankcjami przez Departament Skarbu w poniedziałek są Than Hlaing, który dowodzi siłami policyjnymi Birmy, jeden z dowódców wojskowych Aung Soe i dwie dywizje lekkiej piechoty armii Birmy.
Wojskowe władze krwawo tłumią protesty i walczą z informującymi o tym mediami. Według birmańskiego Związku Pomocy Więźniom Politycznym (AAPP) od puczu z 1 lutego zabito co najmniej 232 demonstrantów.
Zatrzymano też około 40 dziennikarzy, a pięciu niezależnym organizacjom medialnym, w tym Mizzima, odebrano licencje. Jednym z zatrzymanych jest niezależny polski dziennikarz Robert Bociaga.
W czasie puczu aresztowano demokratycznie wybraną przywódczynię kraju, laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi. Wojskowe władze postawiły jej szereg zarzutów kryminalnych, za które grozi jej wieloletnie więzienie.
Suu Kyi i jej partia, Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD), która rządziła Birmą od 2016 roku, odniosły wysokie zwycięstwo w listopadowych wyborach parlamentarnych. Armia twierdzi, że wybory były sfałszowane, choć komisja wyborcza nie wykryła nieprawidłowości.
Junta zapowiedziała organizację kolejnych wyborów i przekazanie władzy ich zwycięzcom. Wielu Birmańczyków nie wierzy jednak w te zapewnienia i obawia się, że zamach stanu będzie początkiem długotrwałej, opresyjnej dyktatury.(PAP)
wr/
arch.