Zakończył się proces b. księgowej oskarżonej o przywłaszczenie pieniędzy i doprowadzenie spółki do strat
Wyrok ma być ogłoszony jeszcze we wtorek.
Apelacje złożyli: obrońca i pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego (poszkodowanej spółki). Obrona chce uniewinnienia, ewentualnie niższej kary więzienia (4 lata uważa za karę rażąco surową) oraz zamiany obowiązku naprawienia szkody w całości na konieczność zapłatę nawiązki. Pełnomocnicy spółki chcą surowszej kary więzienia, zwracają uwagę, że oskarżona działała z premedytacją i chęci zysku; prokuratura - oddalenia obu apelacji.
Śledczy zarzucają oskarżonej, że - działając od jesieni 2007 roku do wiosny 2015 roku - przywłaszczyła w sumie prawie 2,1 mln zł z kont białostockiej firmy, poprzez fałszowanie danych w systemie księgowym przedsiębiorstwa. W czasie objętym zarzutami była ona kierownikiem działu windykacji tej spółki, a potem także kierownikiem działu finansów.
Według śledczych, 48-letnia obecnie kobieta działała na dwa sposoby. Pierwszy polegał na przywłaszczaniu części wpłat gotówkowych, które przyjmowała od jednego z większych kontrahentów. Pobierała pieniądze do kasy, wystawiając potwierdzenia wpłat rzeczywistych kwot, ale potem dokumenty te zamieniała w księgowości spółki na inne - z pomniejszonymi kwotami, przywłaszczając sobie różnicę.
W ten sposób miała działać od lutego 2010 roku do maja 2015 roku. Przypadków takich odnotowano kilkadziesiąt, a różnice kwot w dokumentach wahały się od kilku, do kilkudziesięciu tys. zł. Biegli znaleźli też faktury, z których cała należność została przywłaszczona. W sumie na konta firmy nie trafiło tym sposobem prawie 1,2 mln zł.
Wcześniej, bo od jesieni 2007 roku, księgowa miała natomiast pobierać z jednej kasy firmy pieniądze, by wpłacić je w drugiej, ale tego nie robiła. By ukryć braki, zmieniała dane w komputerowym systemie obsługi księgowej firmy i regulowała najstarsze z tych zaległości pieniędzmi od innych klientów. Ten proceder trwał do 2011 roku i w sumie z kont firmy zniknęło w ten sposób ponad 900 tys. zł.
Kierownictwo spółki niejasności w księgowości wykryło w 2015 roku. Zarządzono najpierw kontrolę wewnętrzną, a potem zewnętrzny audyt finansowy i zawiadomiono prokuraturę. Ta postawiła kobiecie też kolejny zarzut: doprowadzenia do straty przez spółkę kolejnych kilku mln zł w ten sposób, że bezprawnie udzielała kontrahentowi 7-8 proc. rabatów za terminowe wpłaty zobowiązań.
W ocenie śledczych, był to również mechanizm ukrywania braku w kasie pieniędzy, które kobieta sobie przez lata przywłaszczała. Przy niektórych fakturach taka szkoda sięgała np. 200 tys. zł; do tego taki rabat uderzał w finanse firmy, która z tym odbiorcą miała umowę na dużo mniejszy upust.
W marcu 2020 roku Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał - byłą już - księgową na 4 lata więzienia i obowiązek naprawienia szkody w całości; miałaby oddać spółce ponad 5,9 mln zł.
Sąd zwracał przy tym uwagę, że skala przestępczej działalności - gdyby miała miejsce w mniejszej firmie - doprowadziłaby do jej upadku, ale - z drugiej strony - pewnie szybciej zostałaby zauważona. Sąd okręgowy zaznaczył też, że w corocznych bilansach finansowych przestępstwa nie było widać, bo księgowa manipulowała informacjami i dokumentację księgową uniemożliwiając dojście do prawdy.(PAP)
Autor: Robert Fiłończuk
rof/ jann/