Co najmniej stu uchodźców dotarło do Kluczborka. "W Ukrainie nie wiedzieliśmy, czego spodziewać się następnego dnia"
Około stu uchodźców przyjechało do gminy Kluczbork. Ta liczba może być większa, biorąc pod uwagę osoby niezgłoszone i niezarejestrowane oficjalnie.
- Gmina dostarcza żywność, uchodźcy sami przygotowują sobie śniadania i kolacje, a obiady są dowożone przez jednego z kluczborskich restauratorów. Uchodźcy sami z siebie wyznaczyli jedną osobę do dowodzenia wszystkimi osobami przyjeżdżającymi z Ukrainy, co sprawdza się nam dosyć dobrze - mówi wiceburmistrz.
Kobieta, która przyjechała z synem z obwodu lwowskiego mówi, co przesądziło o ucieczce.
- Przyjechaliśmy z obwodu lwowskiego. Zaczął się huk zapowiadający atak, więc bardzo przestraszyliśmy się. Zebraliśmy całą rodzinę, między innymi syna i przyjechaliśmy tutaj. Jechaliśmy całą dobę, ale nie spodziewaliśmy się, że obcy ludzie mogą nas przyjąć w taki sposób i tak pomóc.
Ukrainka, która trafiła do Polski w 15-osobowej grupie, dodaje, że droga do Polski trwała dobę.
- W naszym obwodzie jest jeszcze raczej spokojnie, ale tam nie wiedzieliśmy, co może wydarzyć się następnego dnia, więc tutaj czujemy się znacznie bezpieczniej. Przyjechaliśmy z troską o stan psychiczny i fizyczny dzieci, aby one czuły się dobrze i były w spokojnej atmosferze.
Z kolei mieszkanka obwodu rówieńskiego przyjechała z córką do synka, który uczy się w kluczborskim technikum.
- W obwodzie rówieńskim nie ma jeszcze ataków, ale ciągle włączają się alarmy i trzeba biegać z mieszkania do schronu. Jesteśmy położeni blisko granicy z Białorusią i wciąż baliśmy się, że ktoś przyjdzie, będzie bombardowanie, a nad głową będą latać samoloty. Najciężej było na granicy, bo wszyscy chcą przejść jak najszybciej – czuć duży stres.