Około 1000 napastników pojawiło się we wsi wieczorem, z siekierami i bagnetami. Jednym z ocalałych świadków dramatu była Irena Gajowczyk, z domu Ostaszewska, wówczas niespełna 7-letnia. Oprawcy bestialsko zamordowali jej rodziców i trójkę rodzeństwa. Wiele zabudowań podpalono, w pożarach zginęły kolejne osoby. Napastnicy dokonywali również grabieży i plądrowali gospodarstwa.
Po zbrodni ci, którzy ocaleli z napadu, uciekli do miejscowości Mizocz. Po drodze byli wyłapywani i mordowani przez banderowców.
Trzy dni po napadzie do Hurb przyjechała żandarmeria niemiecka z grupą Polaków, którzy pogrzebali ciała zamordowanych i ewakuowali do Mizocza osoby, które zdołały przetrwać napad.
Choć we wsi już wcześniej zdarzały się pojedyncze zbrodnie Ukraińców, między innymi w maju 1943 roku banderowcy napadli na kilka domów, w tym rodziny Kazimierza Krasickiego, w Hurbach nie istniała samoobrona. Broń posiadało zaledwie kilka osób. Dlatego gdy pojawili się napastnicy, mieszkańcy nie próbowali odeprzeć ich ataku.
Rzeź wołyńska została zaplanowana i przeprowadzona przez OUN - Organizację Ukraińskich Nacjonalistów i UPA - Ukraińską Powstańczą Armię. Dokumenty sprawców dowodzą, że była antypolską czystką etniczną. Według szacunków Instytutu Pamięci Narodowej w latach 1943-1945 na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i na Lubelszczyźnie zginęło około 100. tysięcy obywateli II Rzeczpospolitej.
Po stronie ukraińskiej liczba ofiar wyniosła od 10. do 12. tysięcy. Ludzie ci zginęli z rąk Polaków w akcjach odwetowych i samoobrony lub zostali zamordowani przez samych Ukraińców za udzielenie pomocy polskim sąsiadom. Do tej pory znanych jest zaledwie 5 procent miejsc pochówku ofiar. Większość spoczywa w bezimiennych dołach śmierci.