KL Stutthof stanowił jedno z głównych miejsc służących masowej eksterminacji ludności naęłęó obszarze Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. W czerwcu 1944 roku został włączony w sieć obozów realizujących akcję "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej". Według szacunków przez obóz przeszło około 110 tysięcy więźniów, obywateli 28 krajów, w tym około 49 tysięcy kobiet i dzieci. Życie straciło w nim ponad 65 tysięcy osób, w tym 27 tysięcy Żydów. Więźniowie umierali z niedożywienia, wyczerpania pracą przymusową, wychłodzenia czy wskutek chorób. Byli rozstrzeliwani, a także mordowani w komorze gazowej.
W styczniu 1945 roku, wobec zbliżającego się frontu wschodniego, Niemcy rozpoczęli ewakuację obozu drogą lądową i morską. W "marszu śmierci" szło 33 tysiące osób - 11 tysięcy z obozu centralnego i niemal 22 tysiące z podobozów. Kolumny więźniów przebywały codziennie około 20 kilometrów, brnąc w głębokim śniegu, przy temperaturze minus 20 stopni. Z powodu wycieńczenia, głodu, chorób, zimna i mordów życie straciło 17 tysięcy osób.
Drogą morską na tzw. barkach śmierci wywieziono 9 tysięcy więźniów, a razem z podobozem w Gdyni było to 50 tysięcy. Z Mikoszewa u ujścia Wisły transportowano ich w kierunku Zatoki Lubeckiej. Szacuje się, że ponad połowa więźniów nie przeżyła ewakuacji. W miejscu KL Stutthof od 1962 roku działa muzeum, obejmujące zachowaną część budynków i wyposażenia. Kilkaset metrów od obozu, w miejscu, gdzie Niemcy palili ciała zmarłych, stoi Pomnik Walki i Męczeństwa. Wyryto na nim słowa: "Los nasz dla Was przestrogą ma być - nie legendą. Jeśli ludzie zamilkną, głazy wołać będą!". Autorem monumentu jest rzeźbiarz Wiktor Tołkin, podczas wojny żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego, więzień Auschwitz.
(więcej)
Po wojnie w procesach przeciwko byłym zbrodniarzom KL Stutthof sądzono 85 członków załogi, wśród nich komendanta i obozowych kapo. Zapadło kilkanaście wyroków śmierci oraz kary od kilku miesięcy więzienia do dożywocia. Najwyższymi stopniem funkcjonariuszami KL Stutthof, który odpowiadali przed wymiarem sprawiedliwości w Polsce, byli zastępca komendanta Theodor Meyer i Ewald Foth, uznawany za jednego z najbrutalniejszych oprawców, komendant obozu żydowskiego w Stutthofie. Obaj zostali straceni w gdańskim więzieniu w 1948 roku. Komendanci KL Stutthof - Max Pauly oraz Paul Werner Hoppe - byli sądzeni poza Polską. Brytyjski sąd skazał Paulego na śmierć, jednak nie za zbrodnie popełnione w Stutthofie. Hoppe, sądzony w RFN, ostatecznie usłyszał wyrok 9 lat pozbawienia wolności.
Przez dziesięciolecia wiele osób pracujących w niemieckich obozach koncentracyjnych pozostawało bezkarnych. W niemieckim sądownictwie honorowano bowiem zasadę, zgodnie z którą, warunkiem skazania było udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego, co ze względu na obozowe realia, często było niemożliwe. Punktem zwrotnym stał się rok 2011, kiedy sąd w Monachium uznał byłego strażnika obozu zagłady w Sobiborze Johna Demjaniuka za winnego zarzucanych mu zbrodni. Za wystarczający dowód sędziowie uznali sam fakt służby w obozie, a tym samym świadczenie pomocy aparatowi zbrodni III Rzeszy. Od tej pory niemieckie sądy dopuszczały procesy o pomocnictwo w zbrodniach, a to umożliwiło osądzenie wielu esesmanów.
W 2020 roku 93-letni Niemiec Bruno Dey, były strażnik KL Stutthof, został prawomocnie skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu za pomoc w zabójstwie 5232 osób oraz w jednym przypadku za próbę zabójstwa.
W 2022 roku niemiecki sąd skazał na 2 lata więzienia w zawieszeniu 97-letnią Irmgard Furchner, która w latach 1943-1945 pracowała jako sekretarka komendanta obozu Paula Wernera Hoppego. Została oskarżona o współudział w zabójstwie ponad 11 tysięcy osób. Zastosowano wobec niej przepisy prawa dla nieletnich, ponieważ w chwili popełnienia przestępstwa miała 18 lat. Sekretarka milczała niemal do końca procesu. W 40. dniu powiedziała: "Jest mi przykro z powodu wszystkiego, co się stało. Żałuję, że byłam wtedy w Stutthofie. To wszystko, co mogę powiedzieć".