Nie jest to nic nadzwyczajnego, filozofowie, politolodzy, a zwłaszcza politycy lubią co jakiś czas ogłaszać koniec historii. Wiadomo, każdy by chciał, żeby jego dzieło było w końcu skończone. Tak więc kolejny koniec historii miał nastąpić po pokonaniu Napoleona i uporządkowaniu świata przez Kongres Wiedeński w roku 1815, następny po zakończeniu I wojny światowej, a potem status quo miała zakonserwować Jałta. Ostatnio koniec historii ogłoszono nam po zdemontowaniu żelaznej kurtyny i wynikającym z rozpadu ZSRR zakończeniu zimnej wojny.
Z historycznego punktu widzenia takie odtrąbienie końca historii powinno nas napawać niepokojem. Historia uczy, że po końcu historii zazwyczaj następują czasy jeszcze ciekawsze niż wcześniej. Warto tu wyjaśnić, że stare chińskie przekleństwo „obyś żył w ciekawych czasach” nie oznaczało życia w epoce ciekawych ofert developerów, dilerów samochodów i telefonów komórkowych, ale życie w czasach ciekawych pod względem zaskakujących nas wydarzeń. Najczęściej wydarzeń krwawych i dramatycznych, bo to jest główną treścią historii gatunku homo sapiens.
Zatem koniec historii ogłoszony po rozbiorach Polski w zamyśle autorów wydarzenia miał być po prostu końcem historii Polski. No proszę jak się pomylili, a przecież mieli do dyspozycji najtęższe umysły oświeceniowej Europy. Taka na przykład rosyjska cesarzowa Katarzyna II aktywnie korespondowała z jednym z ojców europejskiego oświecenia Voltairem.
Ten pisarz i filozof w swoich listach doradzał jej w jaki sposób uczynić jej panowanie światłym i nazywał ją słońcem oraz Semiramidą Północy. Jak tam potem cesarzowa z tych rad korzystała to dokładnie nie wiadomo, ale oświeceniowe now-how miała na pewno. Także wtedy gdy wysłała swoją armię do Polski żeby zlikwidować rebelię konstytucji 3 maja. W końcu oświecenie oświeceniem, ale porządek musi być.
Warto tutaj zatrzymać się nad tradycyjną rosyjsko-niemiecką przyjaźnią, której cesarzowa Katarzyna II jest doskonałą egzemplifikacją. Księżniczka anhalcka wydana za cara Piotra III, którego ojcem był holsztyński książę Karol Fryderyk von Holstein-Gottorp. Tak więc widzimy, że w dynastii Romanowów panowała swoista moda na mariaże z niemieckimi domami panującymi.
Warto przypomnieć, że od czasów Piotra Wielkiego w Rosji osiedliło się wielu niemieckich oficerów, których car ściągnął dla przeprowadzenia modernizacji swojej armii. Dali oni początek licznym arystokratycznym rodom, które odegrały dużą rolę w historii Rosji. Wystarczy wspomnieć takie nazwiska rosyjskich generałów jak Denikin, Wrangl, czy rodowity Rosjanin Siergiej von Lechtenburg.
Traktat Trzech Czarnych Orłów dość długo całkiem dobrze funkcjonował, dopóki robotnicza międzynarodówka nie rozsadziła Rosji i Niemiec od środka wywołując w obu tych krajach bolszewickie rewolucje. Jak się jednak wkrótce okazało prawdziwa przyjaźń przetrwa rozmaite zakręty, bo przykry incydent w stosunkach rosyjsko-niemieckich jakim była I wojna światowa szybko poszedł w zapomnienie i już republika weimarska ściśle współpracowała z bolszewicką Rosją w dziedzinie rozwoju przemysłu zbrojeniowego i zbrojeniowych technologii. Ukoronowaniem tradycyjnej współpracy była wspólna inwazja na Polskę w roku 1939.
Dziś gdy tak bardzo chcielibyśmy by historia faktycznie dobiegła już końca, przynajmniej w Europie Środkowej, naturalną konsekwencją porozumienia z 17 lutego 1772 roku są wybudowany kilka lat temu rurociąg Nord Stream i budowany właśnie jego bliźniaczy rurociąg Nord Stream 2. Ich ekonomiczne uzasadnienie było żadne, a konsekwencje dla Polski mogą być opłakane.
Jeszcze parę lat temu za takie gadanie rzucało się na mnie całe stado pogodnych redaktorów z krzykiem, że straszę słuchaczy i że dziś nikt nie ma wobec Polski agresywnych zamiarów, że mamy NATO i Unię Europejską i tak dalej. Dziś mam spokój, bo skutecznie zamyka im pogodne buzie sytuacja na Ukrainie.