Reforma samorządu terytorialnego polegała na likwidacji kierowanych centralnie tzw. rejonów i zastąpienie ich samorządowymi powiatami, utworzeniu samorządów wojewódzkich i przekazaniu samorządom sporej porcji kompetencji będących dotąd w domenie rządu.
Wśród najważniejszych kompetencji nowo powstałego wówczas samorządu wojewódzkiego oprócz zarządzania tzw. funduszami europejskimi na rozwój regionalny znalazło się też zarządzanie utworzonymi w ramach reformy służby zdrowia regionalnymi kasami chorych. To od tego momentu zaczęło się kontraktowanie usług medycznych i ustalanie limitów usług medycznych oraz ustawianie pacjentów w wieloletnie kolejki limitowane nie możliwościami przerobowymi służby zdrowia tylko kontraktami.
Reforma szkolnictwa skróciła szkołę podstawową z ośmiu klas do sześciu i pomiędzy podstawówką a szkołami średnimi wprowadziła trzyletnie ogólnokształcące gimnazja. Naukę w szkołach średnich skrócono o rok.
Czwarta z reform dotyczyła Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który do tej pory funkcjonował na zasadzie międzypokoleniowej umowy społecznej, w myśl której pracujący utrzymują niezdolnych do pracy. Zmiana miała polegać na przejściu z systemu redystrybucji składek w system kapitałowy, w którym wysokość wypłacanej emerytury miała być uzależniona od wysokości wpłacanych w okresie pracy składek. Wprowadzono do obiegu medialnego schemat przyszłych emerytur znany jako tzw. „trzy filary”.
Odtąd każdy, kto miał przed sobą jeszcze co najmniej 10 lat pracy mógł spodziewać się po przejściu na emeryturę pieniędzy z trzech źródeł: z kontrolowanego przez państwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, z wybranego przez siebie komercyjnego Otwartego Funduszu Emerytalnego i z założonego sobie zawczasu prywatnego ubezpieczenia emerytalnego.
Wszystkie cztery reformy weszły w życie na przełomie 1998 i 99 roku, a więc dokładnie dwadzieścia lat temu, warto więc przyjrzeć się czy i jak zmieniły one PRL w kolejną Rzeczpospolitą.
Najszybciej bo już w roku 2004 rząd SLD zdemontował reformę służby zdrowia. Nie dziwota, wszak lekarze w polskim parlamencie niezależnie od partyjnych szyldów zawsze mieli największą nadreprezentację w stosunku do innych zawodów. W efekcie ich lobbingu mające wówczas parlamentarną większość SLD szybko odebrało samorządom kontrolę nad kasami chorych i połączyło je w jeden centralny Narodowy Fundusz Zdrowia.
Oczywiście z tych samych powodów systemu kontraktowania usług medycznych żadna partia nigdy nie ruszy, bo przecież nic tak nie napędza koniunktury w prywatnych gabinetach jak brak kontraktów w placówkach świadczących tzw. „usługi na NFZ”.
Tylko 12 lat przetrwał porządek ustanowiony przez rząd Jerzego Buzka w dziedzinie ubezpieczeń społecznych. Zgodnie ze skądinąd logiczną zasadą im więcej zarabiasz tym więcej wydajesz, rozpędzony w wydawaniu pieniędzy dokładnie nie wiadomo na co, rząd Donalda Tuska w roku 2011 dokonał tzw. skoku na OFE.
Zgodnie z założeniami reformy emerytalnej do Otwartych Funduszy Emerytalnych miało trafiać 7,3 proc. każdej składki emerytalnej i działo się tak do kwietnia 2011 r., kiedy to Platforma Obywatelska i jej koalicjanci przegłosowali zmianę ustawy. Odtąd do OFE trafia 2,3 proc. składki emerytalnej, bo podobno ZUS-owi brakowało pieniędzy. Żeby było śmieszniej to nakazano funduszom oddać ZUS-owi zgromadzoną w ciągu 12 lat różnicę pomiędzy 7,3 a 2,3 proc. Było tego lekko licząc około 150 mld. zł.
Nazwano to skokiem na OFE, bo chyba nikt rozsądny nie wierzy, że pieniądze te stały się dla ZUS-u jakąś wartością dodaną. O tyle mniej musiał dopłacić do emerytur niedopinający się budżet państwa. Na co poszły te pieniądze? A bo ja wiem? Może na stadiony potrzebne na EURO 2012, nie interesowałem się tym tematem, ale tak mi się jakoś się daty zgadzają.
Warto tu dodać, że tak na prawdę system trzech filarów nie zafunkcjonował nigdy, bowiem nigdy jeszcze od czasu II wojny światowej Polacy nie byli tak zamożni by odkładać pieniądze na emeryturę. Obecnie w prywatnych systemach emerytalnych oszczędza zaledwie około 9 proc. Polaków. Trudno się dziwić, powyżej średniej krajowej zarabia w naszym kraju elitarna grupa kilkunastu procent obywateli. Tak więc póki co pozostaje nam liczyć na ZUS.
Z obietnicą likwidacji gimnazjów do wyborów 2015 roku poszło Prawo i Sprawiedliwość i sprawa stała się już faktem. I dobrze. Gimnazja w zaproponowanej w 1999 roku formule generowały koszty finansowe i społeczne. Eksperymentowano 20 lat i wystarczy.
W zasadzie najlepiej udała się reforma administracji i samorządu, choć i ona przyniosła znaczne zwiększenie kosztów funkcjonowania administracji, to samorządy jakoś działają a liczba pojawiających się w nich patologii maleje i na obecnym etapie rozwoju społeczeństwa musi być dla nas do przyjęcia. Oczywiście słychać głosy, że warto zlikwidować powiaty i przywrócić małe województwa, a jako trzeci poziom samorządu powołać wzorem niemieckim regiony, ale chwilowo na szczęście niemieckie wzorce mocno u nas straciły na popularności.
Krótki przegląd czterech wielkich reform po ponad dwóch dekadach nasuwa wniosek, że chyba ustrojowo nie za daleko odeszliśmy od PRL-u. Niby dużo się zmieniło, a w sprawach zasadniczych ciągle jesteśmy na początku drogi. A może przyczyna leży w metodologii? Może zamiast zastanawiać się jak reformować ów niewydolny organizm państwowy należałoby zaprojektować go od nowa?