Paradoksalnie u źródeł tragicznych w swych skutkach czerwcowych wydarzeń poznańskich legła postępująca od 1953 roku liberalizacja życia publicznego w całym obozie sowieckim. Śmierć Stalina, ujawnienie ostrzegającego przed Stalinem testamentu Lenina, rozstrzelanie Berii, a szczególnie niejasna śmierć Bolesława Bieruta podczas zjazdu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego w Moskwie. Wszystko to budziło w społeczeństwach bloku sowieckiego nadzieję co najmniej na normalizację życia w rozluźniającym uściski komunistycznym reżimie.
O tym, że reżim ten łatwo swoich poddanych nie wypuści z rąk boleśnie przekonali się mieszkańcy NRD, którzy już w roku 1953 wywołali antysowieckie powstanie, które krwawo stłumiono.
Jednakże naturalnym procesem jest, że gdy zwiększa się swoboda to rośnie także odwaga. Od jesieni 1955 roku w polskim przemyśle narastało niezadowolenie z zarobków. Szczególnie uciążliwymi dla robotników z przodujących poznańskich zakładów im. Hipolita Cegielskiego okazały się podatki od ponadnormatywnych wynagrodzeń.
Zakłady Cegielskiego były w okresie PRL-u jednym ze sztandarowych przedsiębiorstw przemysłowych, jak to się mówiło wówczas były zakładem przodującym. Siłą rzeczy wśród załogi stosunkowo liczną grupę stanowili tzw. przodownicy pracy. Za wypracowane nadgodziny otrzymywali oni dodatkowe wynagrodzenie, które obłożone było wysokim podatkiem dochodowym.
Sprytna polityka fiskalna powodowała, że przodownik pracy za swój często podwojony wysiłek otrzymywał nieznacznie tylko wyższe wynagrodzenie od pracowników nie przekraczających wyznaczonych norm. Kroplą, która przelała czarę goryczy było podniesienie planów, od których wykonania uzależniona była wysokość robotniczych premii.
W efekcie zwiększenia limitów robotnicy stracili od 20 do 30 proc. wynagrodzenia.
W czerwcu 1956 roku robotnicy i dyrekcja Cegielskiego wysłali do Ministerstwa Przemysłu Maszynowego 26-osobową delegację, która przedstawiła ministrowi i centralnej radzie związków zawodowych szereg postulatów. Większość z nich została przyjęta.
Następnego dnia po powrocie delegacji czyli 27 czerwca do Poznania przyjechał minister przemysłu Maszynowego, który podczas wiecu w zakładach Cegielskiego odwołał swoją zgodę na realizację robotniczych postulatów. Tego samego dnia w wielu poznańskich zakładach rozpoczął się strajk będący protestem przeciwko utracie wspomnianych premii. Następnego dnia do strajku przyłączyli się robotnicy z zakładów Cegielskiego.
W wielu zakładach odbyły się wiece, które przekształciły się w uliczne demonstracje, w efekcie których pod siedzibą poznańskiej Miejskiej Rady Narodowej zgromadziło się ponad 100 tysięcy ludzi. Protestujący domagali się cofnięcia podwyżki norm i przyjazdu premiera Cyrankiewicza.
Początkowo demonstracje przebiegały spokojnie, ale po obu stronach wyczuwano rosnące napięcie. Robotnicy opanowali radiowóz milicyjny przez którego głośniki zaczęli ogłaszać swoje żądania i komunikaty. Z kolei obradujące w Warszawie Biuro Polityczne Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej na wniosek marszałka Konstantego Rokossowskiego wydało zgodę na użycie wojska w celu spacyfikowania sytuacji w Poznaniu.
Tymczasem w Poznaniu rozeszła się fałszywa plotka, że aresztowano uczestników niefortunnej delegacji do Warszawy. W efekcie wybuchu oburzenia część demonstrantów wdarła się do więzienia, skąd wypuszczono więźniów, ale delegatów wśród nich nie znaleziono. Zdobyto natomiast broń, która posłużyła do rozbicia kilku posterunków milicji. W sumie demonstranci zdobyli około 250 sztuk broni w tym jeden RKM i dwa czołgi.
A właśnie czołgi – po południu 28 czerwca 1956 roku do Poznania wkroczyły cztery dywizje wojska. Żołnierzom powiedziano, że w Poznaniu wybuchło powstanie mniejszości niemieckiej. Do tłumienia rozruchów użyto 359 czołgów, kilkudziesięciu dział i transporterów opancerzonych oraz blisko 10 000 żołnierzy.
Wśród nich były także stacjonujące w Opolu czołgi 10 Sudeckiej Dywizji Pancernej. Opolska dywizja w trakcie walk straciła jednego zabitego piechura, a pięciu innych żołnierzy zostało rannych. Walki na poznańskich ulicach trwały przez cały dzień 29 czerwca, a do sporadycznej wymiany ognia dochodziło jeszcze przed południem następnego dnia. 30 czerwca podjęto decyzję o wycofaniu wojska z ulic miasta.
W walkach zginęło około 70 osób, a około 600 zostało rannych. Premier Józef Cyrankiewicz 30 czerwca w przemówieniu radiowym odnosząc się do poznańskich wydarzeń powiedział: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie!”
Rzecz jasna, że po spacyfikowaniu rozruchów rozpoczęto intensywne śledztwa w poszukiwaniu inicjatorów robotniczych wystąpień oraz najaktywniejszych uczestników walk. Aresztowano ponad 250 osób, wiele z nich poddano torturom.
Mimo tak wielu ofiar i krwawej rozprawy z protestującymi wydarzenia poznańskie przyspieszyły jednak w Polsce proces liberalnych przemian. Na fali odwilży I sekretarzem PZPR wybrano Władysława Gomółkę, który jako stalinowski więzień jeszcze bardziej rozbudził nadzieje Polaków. Jednak już wkrótce także i on okazał się wielkim rozczarowaniem.