Zacząć należy od groźnego dla Polski porozumienia niemiecko-sowieckiego, które zawarto pod bokiem aliantów już 16 kwietnia 1922 r. w małym nadmorskim miasteczku Rapallo nieopodal Genui. Niemcy i sowieci ustalili tam, że zrzekają się wobec siebie wszelkich roszczeń finansowych, a ponadto zaplanowali ścisłą współpracę gospodarczą i wojskową.
W efekcie już wkrótce na sowieckich poligonach niemieccy specjaliści zaczęli prace nad budową nowoczesnych czołgów, armat i samolotów, pomimo, że oficjalnie w myśl traktatu wersalskiego Niemcom nie wolno było posiadać ani czołgów, ani samolotów bojowych. W istocie traktat w Rapallo był zapowiedzią późniejszego układu Ribbentrop – Mołotow.
Latem 925 roku rozpoczęła się polsko-niemiecka wojna celna, której przyczyną stało się wygaśnięcie konwencji górnośląskiej i zaprzestanie kupowania przez Republikę Weimarską polskiego węgla. Spowodowało to pogorszenie i tak już kiepskiej od czasu rozpoczęcia się kryzysu w 1923 roku sytuacji gospodarczej Polski.
Ucieczka przychodów ze sprzedaży węgla a później także innych produktów stanowiła poważny cios w polską gospodarkę i była zapowiedzią nieuchronnych strajków, a może i rozruchów takich jak opisywane już przeze mnie kilka dni temu wydarzenia krakowskie z 1923 roku.
W październiku 1925 roku w szwajcarskim mieście Locarno z niemieckiej inicjatywy odbyła się międzynarodowa konferencja, której celem było unormowanie stosunków Niemiec z państwami zachodniej Europy. W konferencji wziął udział polski minister spraw zagranicznych Aleksander Skrzyński, ale podobnie jak przedstawiciel Czech Edward Benesz nie został dopuszczony do obrad przy głównym stole.
W Locarno zawarto szereg układów, których wymowa była mniej więcej taka, że Niemcy uznali nienaruszalność ustalonych traktatem wersalskim swoich granic zachodnich, ale nie gwarantowały nienaruszalności granic z Czechosłowacją i Polską. W istocie oznaczało to jasną deklarację, że polityka niemiecka będzie dążyć do odzyskania terenów utraconych na rzecz Czechosłowacji i Polski.
Jakby tego wszystkiego było mało 24 kwietnia 1926 roku państwo sowieckie zawarło z Niemcami układ o przyjaźni i neutralności, który aż nazbyt czytelnie zapowiadał wspólne akcje przeciwko Polsce jeśli tylko nadarzy się do tego korzystna sytuacja.
A sytuacja się nadarzyła. Po upadku drugiego rządu Wincentego Witosa prezydent Wojciechowski powierzył misję utworzenia nowego rządu kolejno siedmiu potencjalnym premierom, ale żadnemu z nich nie udało się zebrać większości w parlamencie.
Zniecierpliwiony serią kryzysów gabinetowych, które groziły destabilizacją państwa i zapraszały naszych sąsiadów do interwencji wojskowej Józef Piłsudski 12 maja 1926 roku przyjechał do Warszawy. Wraz z nim do stolicy ściągnęły także oddziały wojskowe, które miały zamanifestować poparcie dla marszałka. Manifestacja poparcia przerodziła się w zamach stanu. Na ulicach Warszawy doszło do walk pomiędzy zwolennikami Piłsudskiego, a oddziałami wiernymi rządowi.
Przypomnijmy, że wobec niemożności sformowania nowego rządu swoje obowiązki nadal wykonywał tzw. drugi gabinet Wincentego Witosa. Początkowo ministrowie i prezydent wycofali się z Belwederu do Wilanowa. Był projekt ewakuacji rządu do Poznania i prowadzenia dalszej walki z buntownikami, ale prezydent Wojciechowski nie chciał eskalacji wojny domowej. W obliczu niemożności sprawowania dalszej władzy 15 maja 1926 roku złożył swój urząd na ręce marszałka Sejmu Macieja Rataja.
Po dymisji prezydenta Stanisława Wojciechowskiego obowiązki prezydenta przez nieco ponad dwa tygodnie pełnił Marszałek Sejmu Maciej Rataj. W tym czasie 31 maja 1926 roku podjęto próbę mianowania na to stanowisko marszałka Józefa Piłsudskiego, jednakże nie przyjął on ofiarowanej mu przez Zgromadzenie Narodowe prezydentury. Wobec tego trzeba było szukać innego przywódcy. Wybór padł na wybitnego 59-letniego profesora chemii Ignacego Mościckiego.
Mościcki za młodu związany był z Polską Partią Socjalistyczną, jednak ostatecznie całą swoją młodość poświęcił chemii.
Gdy po przewrocie majowym szukano odpowiedniego kandydata na prezydenta kandydaturę Mościckiego wysunął znający go jeszcze z politechniki lwowskiej premier Kazimierz Bartel. Rekomendowanego przez marszałka kandydata Zgromadzenie Narodowe wybrało zwykłą większością głosów. 4 czerwca 1926 roku Ignacy Mościcki został zaprzysiężony i zamieszkał wraz z rodziną na Zamku Królewskim w Warszawie.