Po zakończeniu I wojny światowej w listopadzie 1918 roku i ucieczce cesarza Wilhelma II z Niemiec do Holandii sytuacja na Górnym Śląsku stała się bardzo napięta. Z jednej strony tuż za granicą na Przemszy czyli w Zagłębiu odradzała się Polska, z drugiej strony w zrewoltowanych Niemczech dochodziło do coraz agresywniejszych wystąpień antypolskich. Szczególnie po oderwaniu od Prus Wielkopolski. Skłoniło to ludność polską Górnego Śląska do szerokiej samoorganizacji i zradykalizowało antyniemieckie nastroje.
Warto przypomnieć, że 13 stycznia 1919 roku urzędujący w Opolu pruski komisarz Otto Höersing ogłosił stan oblężenia na Górnym Śląsku. Pozwoliło to pruskim władzom znieść nietykalność osobistą, a wojsko uzyskało prawo dokonywania rewizji i aresztowań polskich działaczy. Zabroniono też zwoływania polskich wieców, wprowadzono godzinę policyjną. Stan taki utrzymywał się przez pół roku.
Pomimo narastających represji i terroru polskie organizacje na Górnym Śląsku 1 maja 1919 r. wyprowadziły na ulice śląskich miast około 200 tysięcy demonstrantów.
Warto tu dodać, że w tamtym czasie 1 maja nie kojarzył się z komunistycznymi pochodami, jakie niektórzy z nas jeszcze pamiętają z czasów PRL. Tamte manifestacje miały charakter narodowy, brali w nich udział także księża i polskie parafialne organizacje ze swoimi licznymi sztandarami.
Przypominało to raczej procesję na Boże Ciało. Faktem jest jednak, że datę wybrano nieprzypadkowo, bo już od 1889 r. 1 maja obchodzono jako święto solidarności ludzi pracy, a polski ruch niepodległościowy na Górnym Śląsku miał przecież zdecydowanie robotniczy czy też ludowy charakter.Robotniczy, ale nie rewolucyjny w dzisiejszym rozumieniu. Wówczas kwestie społeczne odkładano na później, licząc że Ojczyzna nie będzie krzywdzić swoich obrońców. Z pewnością występowało coś w rodzaju idealizowania od setek lat wyczekiwanej Polski. Coś w rodzaju efektu szklanych domów z „Przedwiośnia” Żeromskiego.
Faktem jest, że 200 tysięcy ludzi demonstrowało polskość na ulicach i nie spodobało się to niemieckim władzom, ale wywołało jeszcze większą falę represji i aresztowań. W pierwszych dniach maja 1919 roku aresztowano ponad 160 polskich działaczy narodowych, co skłoniło innych do ucieczki za polską granicę i doprowadziło do chwilowego paraliżu polskich organizacji na Górnym Śląsku.
Wówczas w dowództwie POW Górnego Śląska zapadła decyzja o wybuchu powstania. Datę ustalono na 22 czerwca 1919 r. Ale do powstania nie doszło. Władze w Warszawie uważały, że kolejne wystąpienie zbrojne może na arenie międzynarodowej zaszkodzić sprawie polskiej.
Z perspektywy uczestników konferencji pokojowej w Wersalu mogło wyglądać na to, że Polacy nie mają zaufania do aliantów i wolą swoje problemy rozwiązywać zbrojnie. W liście datowanym na 25 maja 1919 r. wysłanym z Paryża do warszawskiego rządu polski negocjator Ignacy Paderewski napisał: „Proszę na wszystko, użyjcie wszelkiego wpływu, wszelkich środków dla powstrzymania ludu od szaleństwa. Jakikolwiek krok nierozważny może być przyczyną zguby. Na drodze pokojowej osiągniemy najwięcej".
Wobec nacisków polskiego rządu POW Górnego Śląska zdecydowała się odwołać powstanie. Jednak nie wszędzie kurierzy dotarli na czas. Rozkaz odwołujący powstanie nie dotarł do Dziergowic w powiecie kozielskim. Tamtejszy oddział POW wystawił 80-osobową kompanię powstańczą, która przekroczyła Odrę i ruszyła na Koźle. Dopiero rankiem 22 czerwca powstańców dogonił kurier ze sztabu POW, przywożąc rozkaz rozwiązania oddziału i powrotu do konspiracji.
Powstańcy zdążyli już w tym czasie stoczyć potyczkę z niemieckim patrolem, więc powrót do konspiracji był dość trudny. Dlatego wielu z nich zdecydowało się na ucieczkę na terytorium Polski, głównie do Zagłębia.
Z historycznego punktu widzenia potyczka pod Koźlem 22 czerwca 1919 roku była pierwszym polskim zbrojnym zrywem niepodległościowym na Śląsku. A wszystko to zaczęło się od pierwszomajowej demonstracji.