W czasie kampanii wrześniowej Niemcy zorganizowali szereg aktów dywersji, na tyłach wojsk polskich, szczególnie w rejonach dużych skupisk mniejszości niemieckiej. Miały one na celu wprowadzenie strachu i zamętu. Do najgłośniejszych wydarzeń doszło 3 i 4 września w Bydgoszczy. Zamieszkiwało ją wówczas około 150 tysięcy osób, z których ponad 6 procent stanowiła ludność niemiecka. Miasto nazywano „małym Berlinem”, ponieważ to właśnie tam koncentrowało się życie społeczno-polityczne Niemców w Polsce.
3 września 1939 roku, kiedy z Bydgoszczy wycofywały sie oddziały 15. Dywizji Piechoty Armii "Pomorze" oraz ludność cywilna, zostały ostrzelane przez nieznanych sprawców. Zginęło kilkadziesiąt osób. Polskie władze wojskowe ustaliły, że ogień otworzyli niemieccy dywersanci i przystąpiono do akcji odwetowej, mającej na celu oczyszczenie miasta z sabotażystów. Przeprowadzili ją żołnierze generała Zdzisława Wincentego Przyjałkowskiego, dowódcy 15. Dywizji Piechoty. Akcja - w warunkach wojennej psychozy i napiętych stosunków pomiędzy Polakami a mniejszością niemiecką - doprowadziła do samosądów. Według Instytutu Pamięci Narodowej 3 i 4 września w Bydgoszczy zginęło w sumie ponad 360 osób różnych nacji.
5 września do miasta wkroczyły oddziały Wehrmachtu. Za zajścia w Bydgoszczy Niemcy całkowitą odpowiedzialnością obarczyli Polaków. Propaganda III Rzeszy określała je mianem „Bromberger Blutsonntag”, czyli „bydgoskiej krwawej niedzieli”, zawyżając liczbę zabitych. W 1940 roku w „Völkischer Beobachter” Niemcy podali liczbę 58 tysięcy ofiar. Starali się w ten sposób pokazać, że Polacy prześladowali volksdeutschów, by uzasadnić represje wobec ludności polskiej. Jednocześnie prowadzili eksterminację polskich mieszkańców Bydgoszczy, przede wszystkim inteligencji. W ciągu kilku miesięcy zamordowali w „Dolinie Śmierci” w podbydgoskim Fordonie - obecnie dzielnica miasta - około 1500 mieszkańców Bydgoszczy pochodzenia polskiego i żydowskiego.