Jak mówi Ewa Rybacka, materiały znajdowały się w niepozornym miejscu a jej stryj wcześniej nie informował rodziny o posiadaniu tego typu oryginalnych dokumentów z okresu okupacji. "Wszystko znalezione było podczas sprzątania mieszkania po śmierci stryja i stryjenki. Leżało pod stertą książek, w niepozornej teczce. Potem cierpliwie, kartka po kartce porządkowaliśmy i sprawdzaliśmy dokumenty, aż dojrzeliśmy do tego, że to nie może u nas leżeć, bo się zmarnuje" - opowiadała Ewa Rybacka.
Zdzisław Rybacki podkreśla, że wśród przekazanych materiałów znajdują się między innymi raporty szefa wywiadu "Parasola", rozkazy, a także dokładna dokumentacja udanego zamachu na Franza Burkla, jednego z zastępców komendanta "Pawiaka". "Są meldunki wywiadowcze, jest rysopis Burkla, którego bardzo trudno było namierzyć, ponieważ bardzo obawiał się o swoje życie. Wywiad AK trafił na jego trop po psie. Gestapowiec miał wilczura i z tym wilczurem przyjeżdżał na Aleje Szucha a potem z nim wychodził. Wywiad AK zorientował się, że trzeba pójść za tym człowiekiem, który z psem idzie na spacer" - powiedział Zdzisław Rybacki.
Dokumenty zostały już odpowiednio zabezpieczone i będą badane przez historyków związanych z Muzeum Powstania Warszawskiego. Jak podkreśla dyrektor muzeum Jan Ołdakowski, jest to bezcenne źródło historyczne, opisujące w dokładny sposób przygotowania akcji likwidacyjnych skierowanych przeciwko okupantom, w tym między innymi dotyczące zamachu na kata Warszawy Franza Kutscherę. "W ramach przygotowania zamachu były robione fałszywe dokumenty dla samochodów użytych w osłonie zamachu. Żeby przygotować akcję trzeba było zdobyć wzory wszystkich dokumentów oraz pieczątek, ponieważ niektóre z pieczątek przybijane były pod kątem, a niektóre poziomo. Nawet te informacje, które mogły zdradzić fałszywość dokumentów, były brane pod uwagę" - powiedział Jan Ołdakowski.
Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego podziękował przekazującym i podkreślił, że Ci wykazali się patriotyczną postawą, ponieważ tego typu dokumenty na rynku kolekcjonerskim mogłyby osiągnąć bardzo wysoką cenę. Jan Ołdakowski ponownie zaapelował również o to, by w przypadku odnalezienia historycznych dokumentów nie niszczyć ich ani nie wyrzucać, a przekazać do instytucji, która zadba o ich odpowiednie zachowanie.