Szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell mówi, że pamięć o zbrodni zachowała się dzięki świadkom, którzy cudem przeżyli egzekucję. "Wstrząsające są także zapiski Kazimierza Sakowicza, który z poddasza swojego domu obserwował pierwszą egzekucję z 4 lipca 1941 roku. Swoje świadectwa zakopywał w ogrodzie w butelkach, by się nie zniszczyły i by je ukryć przed Niemcami. Pan Kazimierz zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, być może wiedziano, że wie za dużo z punktu widzenia zbrodniarzy. Zapiski przetrwały w tych butelkach, zostały znalezione w 1952 roku" - mówił Lech Parell.
Wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej Karol Polejowski podkreślał, że Ponary to miejsce największej zbrodni ludobójstwa dokonane na Kresach północno-wschodniej Rzeczpospolitej przez Niemców i ich litewskich kolaborantów. "To zbrodnia, która została popełniona na obywatelach II Rzeczpospolitej. Zbrodnia, którą Niemcy starali się za wszelką cenę zatrzeć, kiedy nadchodził front i nadchodziły oddziały sowieckie" - dodał.
Pamięć o zbrodni w Ponarach kultywuje Stowarzyszenie Rodzina Ponarska, które w tym roku obchodzi 30 rocznicę powstania. Jego założycielką jest Helena Pasierbska, harcerka, żołnierz AK, więźniarka Łukiszek.
W Ponarach Niemcy, przy pomocy litewskich kolaborantów, dokonali czystki na tle narodowościowym. 70 tysięcy ofiar stanowili Żydzi z wileńskiego Getta, ginęła także studencka i licealna młodzież wileńska, Romowie, Tatarzy, Polacy i Litwini oskarżani o działalność antyniemiecką, jeńcy Armii Czerwonej, a także 20 tysięcy Polaków - przedstawicieli inteligencji.