Wybuch nastąpił podczas prac likwidacyjnych 1030 metrów pod ziemią, około godziny 16.30. Ratownikom udało się dotrzeć do pierwszych ofiar po godzinie 19.00. W nocy wydobyto ciała sześciu górników. Z powodu wysokiego stężenia metanu, które groziło ponownym wybuchem, długo nie można było spenetrować całego wyrobiska i dojść do pozostałych poszukiwanych. Ostatnie ciała wydobyto po blisko 38 godzinach akcji, w której brało udział 13 zastępów ratowniczych.
Z ofiar śmiertelnych ośmiu górników pracowało w kopalni "Halemba", a 15 było zatrudnionych w zewnętrznej firmie "Mard". Na zlecenie kopalni demontowała ona wart miliony złotych sprzęt z likwidowanej ściany wydobywczej.
Według gliwickiej prokuratury i Wyższego Urzędu Górniczego kierujący kopalnią przyzwalali na łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Z powodu zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym po zapaleniu i wybuchu metanu, w wyrobisku wybuchł pył węglowy, czyniąc największe spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii. Ponadto w likwidowanej ścianie wydobywczej pracowały urządzenia niespełniające wymaganych standardów, a podziemny transport został źle zorganizowany.
W sprawie katastrofy w kopalni "Halemba" toczyło się kilka procesów. Ostatni wyrok ogłosił w 2021 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach, który rozpoznawał odwołania od orzeczenia gliwickiego Sądu Okręgowego w ponownym procesie. Odpowiadało w nim trzech głównych oskarżonych. W dwóch przypadkach zaostrzono kary - były dyrektor kopalni Kazimierz D. i były szef działu wentylacji Marek Z. zostali skazani na dwa lata bezwzględnego więzienia. Z kolei wobec byłego naczelnego inżyniera kopalni Jana J., który sprawował też funkcję zastępcy kierownika ruchu zakładu, sąd orzekł karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu.