Świat rzekomo pędzi do przodu, wszechobecny Internet, coraz bardziej kosmopolityczny zachodnio-konsumpcyjny styl życia, galopująca swoboda obyczajowa. Czy w tym wszystkim jest jeszcze miejsce na coś głębszego?
Od lat wydaje się, że nie, że spłycono i zszargano już wszystko, a publiczne przyznawanie się do wiary w Boga stało się w Polsce niepożądane. Wszystko to postępuje od lat, a jednak 17 lat temu publiczna choroba i odchodzenie z tego świata Jana Pawła II wyzwoliły ogromną potrzebę zamanifestowania uczuć do tego świętego człowieka.
A zatem podczas ulicznych spotkań modlitewnych płakaliśmy, maszerowaliśmy ze świecami przez miasta, układaliśmy ze zniczy alejki, a swoją sympatię dla odchodzącego Jana Pawła II manifestowali nawet ludzie niewierzący. Bo niezwykły charyzmat Jana Pawła II polegał także na tym, że słuchając jego słów wchodziliśmy z nim w osobistą relację. Stawał się kimś bliskim, nieomal członkiem najbliższej rodziny. Niezwykły dar, szczególnie u człowieka, który od kilkudziesięciu lat żył praktycznie bez bliskich.
Gdy umierał płakaliśmy, ale czy płakaliśmy nad jego losem? Trochę chyba też, zwłaszcza gdy uświadamialiśmy sobie samotność na jaką paradoksalnie ten najbardziej medialny na świecie człowiek był skazany. Przede wszystkim jednak płakaliśmy nad własnym losem.
Przez 27 lat jego pontyfikatu przyzwyczailiśmy się do tego, że on był. Gdzieś tam daleko w Watykanie, albo w kolejnej podróży, ale trwał i był, i nagle przestał być. Jak krewny, którego od lat zamierzaliśmy odwiedzić, ale ciągle nam brakowało czasu. I nagle poczuliśmy się osieroceni. Tak chyba najbardziej płakaliśmy nad sobą, nad tym, że zostajemy tu bez niego.
A potem, tak jak należało się spodziewać wszystko wróciło do normy. Świat znów stał się nieprzyjazny, czy jednak zostało w nas coś z tamtych papieskich rekolekcji? Wierzę, że tak, że nasze serca gdzieś na dnie przechowują pamięć o narodowej solidarności, jakiej doświadczyły w tamtym czasie.
Dziś w rocznicę śmierci, ale przede wszystkim w obliczu wojny na Ukrainie warto abyśmy sobie przypomnieli tamte uczucia, abyśmy wydobyli z czeluści serca poczucie bliskości z innymi ludźmi, także innej narodowości.