Jak to wyglądało w roku 1918? Państwo polskie od 123 lat nie istniało. O koncepcję drogi do niepodległości toczył się od lat spór. Istniały opcje: prorosyjska, proniemiecka, socjalistyczna, narodowa, a nawet monarchistyczna.
Ścierały się frakcje, powstawały nieuznające się nawzajem namiastki rządów… 11 listopada 1918 roku wszyscy zgodnie stwierdzili, że podporządkują się przybyłemu właśnie do Warszawy Józefowi Piłsudskiemu, który tego dnia objął funkcję naczelnika państwa.
A skąd się wziął Piłsudski? Każde dziecko wie i dlatego przypomnijmy: W młodości działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, zamachowiec, konspirator, zesłaniec na Syberię, organizator walczących w I wojnie światowej u boku Niemców Legionów Polskich. Po tzw. kryzysie przysięgowym uwięziony w twierdzy w Magdeburgu.
Działalność legionowa przyniosła mu rozgłos i autorytet. Gdy wypuszczono go z więzienia, przybył do Warszawy, gdzie rozpoczął kierowanie trudnym dziełem scalania i zabezpieczania granic Polski złożonej ze strzępów trzech różnych zaborów.
Przeciągająca się ponad wytrzymałość niemieckiej gospodarki i narodu, ostatecznie przegrana wojna, a w konsekwencji bieda i postępujące bezrobocie, doprowadziły w całych Niemczech do rozruchów. Do największych wystąpień robotniczych doszło w Berlinie, gdzie obficie polała się krew.
Część wojska opowiedziała się po stronie rewolty, część starała się utrzymać stary porządek. Niemcy stanęły w obliczu rewolucji, nie było mowy o dalszym utrzymaniu monarchii. W całym kraju wzorem bolszewickiej Rosji powstały rady robotnicze i żołnierskie, z którymi administracja cywilna i wojskowa musiały negocjować wszystkie swoje decyzje.
Tymczasem w Warszawie i centralnej Polsce Niemcy byli i czuli się okupantami. Pozbawieni wyższego dowództwa, odcięci od sztabów, niemieccy żołnierze chętnie ulegali rozbrojeniu, byle tylko zagwarantowano im bezpieczny powrót do Niemiec, co też chętnie czyniono.
Proces przejmowania państwa z rąk wojskowych komendantur przebiegał zadziwiająco spokojnie i bez oporów.
Także na Śląsku powstały rady robotnicze i żołnierskie. Nie odegrały one jednak większej roli. Rewolucji tu praktycznie nie było. Nie było też początkowo żadnych antyniemieckich wystąpień licznej mniejszości polskiej.
Zarówno dla niemieckiej rewolucji, jak i dla polskich działaczy narodowych, w tym momencie była to głęboka prowincja. Ważne dla obu narodów wydarzenia miały wówczas miejsce w Berlinie i w Warszawie. Zapewne dzięki temu ocalało niejedno ludzkie życie.
Ten spokój był jednak tylko chwilowy. Kiedy trwały walki polsko-niemieckie w Wielkopolsce, na Górnym Śląsku myślano już o akcji zbrojnej. W niecały rok później wybuchło pierwsze śląskie powstanie. Rosło napięcie między dotąd współżyjącymi tu narodami. Dochodziło do pobić i morderstw na tle politycznym. Coraz trudniej było tu żyć...
Trudno nam Polakom świętować rocznicę odzyskania niepodległości z radością, jaka jest w podobnym dniu udziałem Amerykanów. Przede wszystkim dlatego, że wszyscy dobrze wiemy jak kruchą okazała się ta niepodległość już po upływie 20 lat.
11 listopada to data symboliczna. Nie oznacza ona końca niewoli, ale początek długiej, okupionej tysiącami istnień, drogi do wytyczenia i utrwalenia granic RP. Jeszcze była wojna z Ukrainą, Czechami, z bolszewikami, jeszcze marsz na Kijów, pomoc ukraińskim kontrrewolucjonistom, obrona Warszawy, powstania śląskie, plebiscyty na Śląsku, Warmii i Mazurach… Długa ciernista droga.
Jest też kolejny powód, dla którego długo jeszcze to święto będzie uroczystością skłaniającą do refleksji –minęło zaledwie 32 lata od czasu, gdy za wywieszenie 11 listopada biało-czerwonej flagi, można było oberwać gumowa pałką, trafić do więzienia albo przynajmniej zapłacić słoną grzywnę.
Co więcej, wprowadzony wówczas zakaz “nadużywania barw i symboli narodowych”. Słuchając niektórych komentarzy na temat np. uczestników Marszu Niepodległości zdarza mi się odnieść wrażenie, że ten zakaz obowiązuje do dziś.