O biografii błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki z pewnością nasi słuchacze w ostatnich latach nasłuchali się dość dużo, dlatego przypomnę tylko jej podstawowe fakty.
Alfons Popiełuszko urodził się 14 września 1947 roku w chłopskiej rodzinie na Białostocczyźnie, a więc dokładnie wtedy gdy w tamtym regionie trwały największe walki polskiej antykomunistycznej partyzantki z oddziałami NKWD, KBW i ludowego wojska polskiego. W jego rodzinie etos walki z komunistami był żywy, co swój szczególny wyraz przyjęło w nadanym przyszłemu księdzu imieniu. Imię Alfons otrzymał po bracie matki, który zginął zabity przez NKWD. Przyszły męczennik zmienił imię w seminarium za radą swojego biskupa.
W międzyczasie była gorliwa służba ministrancka i decyzja o wstąpieniu do seminarium. W tamtym czasie po pierwszym roku nauki w seminarium klerycy byli powoływani do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Kierowano ich do specjalnych jednostek o zaostrzonym rygorze, gdzie poddawano ich ciężkim ćwiczeniom fizycznym, systematycznej indoktrynacji politycznej i ateizacji oraz nakłaniano do podjęcia współpracy z tajnymi służbami PRL albo chociaż do porzucenia kapłaństwa.
Młody Popiełuszko nie dość, że sam nie dał się złamać, to był też oparciem dla mniej wytrzymałych kolegów, których podtrzymywał na duchu. Przełożeni szybko to zauważyli i podjęli szereg działań represyjnych takich jak wyśmiewanie, wielogodzinne ćwiczenia, czołganie na mrozie, czyszczenie toalet w masce przeciwgazowej. Szykany te ksiądz Jerzy wytrzymał, ale zaraz po wyjściu z wojska ciężko zachorował i był bliski śmierci.
Święcenia kapłańskie przyjął 28 maja 1972 r. w Warszawie z rąk kardynała Stefana Wyszyńskiego. Wkrótce dał się poznać jako charyzmatyczny kapłan świetnie nawiązujący kontakty osobiste z wiernymi.
Gdy w roku 1980 wybuchły strajki dość przypadkowo trafił do Huty Warszawa, gdzie odprawił pierwszą mszę dla strajkujących i tak już został kapelanem powstającej „Solidarności”. W swoich kazaniach był bezkompromisowy i śmiało krytykował nieuczciwość władz PRL, choć nigdy nikogo nie atakował personalnie.
Z wyjątkiem jednego przypadku gdy jako przykład szczególnego zakłamania wymienił nazwisko ówczesnego rzecznika rządu Jerzego Urbana.
Dość powiedzieć, że władze PRL nie były zachwycone faktem, iż pod ich bokiem – w centrum Warszawy jakiś ksiądz głosi antyrządowe kazania, które ściągają do kościoła tłumy ludzi. Mnożą się szykany i próby skompromitowania księdza, wszystko na próżno.
W końcu jesienią 1984 roku zapadła decyzja o „uciszeniu” niewygodnego księdza. Według oficjalnej wersji wydarzeń 19 października 1984 roku wieczorem w okolicach Torunia samochód księdza Popiełuszki został zatrzymany, a ksiądz wraz z kierowcą uprowadzony nieoznakowanym samochodem przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa.
Kierowcy udało się wyskoczyć i zbiec, ale funkcjonariuszom chodzi tylko o księdza. Dokonali brutalnego pobicia, którego ksiądz Jerzy nie przeżył. Ciało obciążyli kamieniami i wrzucili do Wisły w okolicach płockiej tamy.
30 października zwłoki księdza odnaleziono. Wkrótce ustalono i osądzono sprawców mordu, który miał być rzekomo samowolną inicjatywą antykościelnego wydziału SB.
Jednakże w całej sprawie z biegiem czasu pojawił się cały szereg zagadek i nieścisłości. Na ich czoło wysuwa się przesłanka, iż decyzja o morderstwie zapadła na najwyższym szczeblu władz PRL. Odnaleziono dokumenty sugerujące, że męczeństwo księdza Jerzego mogło trwać nawet sześć dni. Pojawił się też tzw. wątek udziału w morderstwie tajnych służb sowieckich, który szerzej opisał w książce pod tytułem „Kto naprawdę go zabił?” dziennikarz śledczy Wojciech Sumliński.
Niewątpliwie sprawa śmierci księdza Jerzego Popiełuszki długo będzie jeszcze budzić wątpliwości historyków. Całej prawdy zapewne nie poznamy nigdy.