Kandydat Trzeciej Drogi w wyborach do sejmiku Jarosław Pilc oskarża swojego byłego partyjnego szefa o polityczną korupcję. Były działacz lewicy przekonuje, że w 2019 roku miał usłyszeć od Roberta Biedronia propozycję kupienia miejsca na liście SLD w wyborach do sejmu.
Zapytany, dlaczego zdecydował się mówić o tym właśnie teraz, polityk wskazuje, że skłoniła go do tego ostatnia wypowiedź Roberta Biedronia, który potępił oskarżanego o podobne praktyki posła Adama Gomołę. Współprzewodniczącego Nowej Lewicy nazywa on hipokrytą i szantażystą.
- Sam Biedroń żądał ode mnie w 2019 roku wpłaty pieniędzy za start z 3. miejsca w wyborach do sejmu. Jeśli ktoś powinien poddać się osądowi prawa, to przede wszystkim pan Biedroń, który zachował się wówczas, moim zdaniem, jak szef mafii, handlując miejscem wyborczym i wymuszając na mnie te pieniądze za start.
Polityk nie chce jednak ujawniać, o jaką kwotę chodzi. Dopytywany przez naszego dziennikarza, wskazał natomiast, że pieniądze miały trafić na konto partii Wiosna.
Jarosław Pilc zawiadomił o sprawie prokuraturę, wskazując śledczym na możliwość popełnienia przestępstwa.
O komentarz poprosiliśmy europosła Roberta Biedronia. Na razie czekamy na odpowiedź.