Po odbyciu służby wojskowej Jerzy Kowalczyk przeniósł się do Opola, gdzie studiował już jego starszy brat Ryszard.
Tutaj znalazł zatrudnienie jako technik w Katedrze Fizyki ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej. W Opolu skończył wieczorowo Technikum Mechaniczne i zamierzał rozpocząć studia wieczorowe na Wyższej Szkole Inżynierskiej. Plany ułożenia sobie życia pokrzyżowała narastająca w nim niezgoda na komunistyczną rzeczywistość.
Jego brat Ryszard zapytany, skąd wziął się pomysł zniszczenia auli WSP opowiada. – Trudno mi to teraz rozstrzygnąć, ale najprawdopodobniej pomysł był jego. Zaczęło się od tego, że jako pracownik naukowy WSP musiałem bywać na różnego rodzaju oficjalnych akademiach i spotkaniach władz uczelni z różnymi dygnitarzami. Strasznie mnie denerwowała dwulicowość nauczycieli akademickich, którzy co innego głosili w rozmowach prywatnych. Nawet jeden z moich kolegów, którego ojciec zginął w Katyniu, a matka w więzieniu, na zebraniach potępiał zachowania kleru. Było wtedy takie słynne orędzie biskupów polskich do niemieckich „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Odbył się na WSP wiec w celu potępienia tych biskupów, a kolega tam wołał, że „nasi biskupi chcą iść na klęczkach do Canossy za zbrodnie, które wyrządzili hitlerowcy”. Był ogromny rozdźwięk między tym co ludzie mówili prywatnie, a tym jak zachowywali się – wyjaśnia.
W tamtych czasach w auli opolskiej WSP odbywały się zjazdy partyjne dygnitarzy z całego województwa, a milicjanci co roku, na początku października obchodzili swoje święto. Podczas jednej z takich uroczystości Józef Cyrankiewicz powtórzył to, co mówił podczas masakry w Poznaniu w 1956 r.: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciwko władzy ludowej, niechaj będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie, w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podnoszenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej Ojczyzny”.
– Jurek wpadł na pomysł, żeby jakoś ośmieszyć uczestników takiej uroczystości – opowiada Ryszard Kowalczyk. – Początkowo miała to być wyskakująca z sufitu na uwięzi petarda, która eksplodując obsypałaby zebranych sadzą albo farbą. W tym celu Jurek zaczął penetrować pomieszczenia wokół auli. Chodził tam po nocach, otwierając siedem zamków patentowych, do których dorobił klucze. Ostatecznie stwierdził, że nie da się zrealizować pierwszego pomysłu, więc zaczął szukać jakiegoś wywietrznika w ścianie albo kanałów pod podłogą auli. Tak trafił na przebiegający pod nią tunel ciepłowniczy – tłumaczy.
Posłuchaj odcinka nr 5: