12 grudnia 1970 r. rząd ogłosił wysokie, ponad 20-procentowe podwyżki cen żywności.
Liczono się z tym, że może to wywołać wybuch społecznego niezadowolenia. Z tego też powodu już dzień wcześniej w stan gotowości postawiono cały aparat bezpieczeństwa.
O podwyżkach cen zakomunikowano wieczorem w radiu. Mąka poszła w górę o 17 proc., ryby o 16 proc., a dżemy i powidła zdrożały aż o 36 proc. To było kolejne przykręcenie śruby narodowi. Następnego ranka komunikaty o podwyżkach podała prasa. Jeszcze tego samego dnia w wielu miastach rozpoczęły się protesty. Nie zgadzano się na drastyczny wzrost cen tuż przed świętami.
Na wiecach domagano się cofnięcia podwyżek i regulacji płac, a także odsunięcia od władzy Władysława Gomułki, Józefa Cyrankiewicza i Stanisława Kociołka. Rozpoczęły się strajki w dużych zakładach pracy w Gdańsku, Szczecinie, Elblągu. Władza zdecydowały się użyć siły do przywrócenia porządku.
Na posiedzeniu Egzekutywy KW PZPR w Gdańsku Zenon Kliszko i Stanisław Kociołek stwierdzili, iż „mamy do czynienia z kontrrewolucją, a z kontrrewolucją trzeba walczyć za pomocą siły. Jeśli zginie nawet 300 robotników, to bunt zostanie zdławiony”.
I sekretarz PZPR wydał polecenie strzelania do robotników: „Po ostrzeżeniu głosem, pierwszy strzał oddawać w górę, następne po 5-10 sekundach. W przypadku zbliżania się tłumu do milicjantów i żołnierzy – salwami w nogi”.
Na podstawie tej decyzji generał armii Wojciech Jaruzelski wydał rozkaz strzelania do bezbronnych robotników.
Demonstranci zaatakowali budynki partii. Spłonęły komitety PZPR w Gdańsku i Szczecinie. Doszło do walk, w których milicja i wojsko użyły ostrej amunicji. Padli zabici. Do walki z demonstrantami rzucono 5 tys. milicjantów i 27 tys. żołnierzy. Użyto również 550 czołgów i 700 transporterów opancerzonych.
Zginęło 45 osób: w Elblągu, w Gdańsku, w Szczecinie i w Gdyni. Dwóch zabitych miało zaledwie po 15 lat. Rannych zostało ponad tysiąc osób. Zatrzymano 3 tys. kolejnych. Choć dokładne liczby nie są znane, i mogą być znacznie większe.
W starciach i wypadkach zginęło także kilkunastu milicjantów i żołnierzy, a kilkudziesięciu innych zostało rannych. Zniszczono kilkanaście pojazdów wojskowych. Podpalono 17 budynków, rozbito 220 sklepów i kilkadziesiąt samochodów.
Do najtragiczniejszych wydarzeń doszło na Wybrzeżu, ale w całym kraju strajkowano i demonstrowano, m.in. we Wrocławiu, Krakowie, Wałbrzychu i Nysie. Według ustaleń historyków, strajkować mogło ponad 20 tys. osób. Prasa, radio i telewizja w tamtym czasie informowały, że na ulice wyszli chuligani i warchoły, że niszczą sklepy, kradną towary, podpalają budynki użyteczności publicznej i zakłócają pracę porządnym ludziom i dlatego władza musi użyć siły do stłumienia zamieszek.
Posłuchaj odcinka nr 3: