12 grudnia ma rozpocząć się zbiórka podpisów pod wnioskiem o referendum odwoławcze władz Nysy. Grupa inicjująca te działania zarzuca burmistrzowi i radzie miejskiej brak dialogu z mieszkańcami oraz bierność w czasie powodzi.
Wcześniej, bo w najbliższy czwartek (05.12), odbędzie się pierwsze otwarte spotkanie poświęcone tej tematyce. W popołudniowej rozmowie Radia Opole jeden z inicjatorów referendum Patryk Cichy zapowiadał, że na tym etapie pomysłodawcy nie wycofają się już ze swoich planów.
- Klamka zapadła, nie ma już od tego odwrotu. Powiedzieliśmy A, należy powiedzieć B. Na pewno nie zejdziemy z tej drogi. Czy my możemy tym ludziom jeszcze zaufać? Mieliśmy czas powodzi. To, co się działo, to po prostu przykro się na to patrzyło. A to, że mogło być normalnie, wystarczyło spojrzeć chociażby na Paczków i to, jak tam zachowywał się gospodarz miasta. U nas był burmistrz, ale gospodarza nie było.
Aby rozpisać referendum w sprawie odwołania burmistrza, inicjatorzy akcji będą musieli zebrać podpisy 10 procent mieszkańców. Aby jednak głosowanie było ważne, do urn musi pójść co najmniej 60 procent spośród liczby osób, które oddały głos w ostatnich wyborach. W przypadku Nysy to ponad 11 800 wyborców. Brak wymaganej frekwencji to główna przyczyna nieważności większości tego typu referendów, dlatego inicjujący je mieszkańcy Nysy zapowiadają aktywną kampanię na rzecz udziału w głosowaniu.
- Chcemy rozmawiać z ludźmi, chcemy spotykać się z ludźmi i wierzę, że przekonamy ich do tematu referendum, do postulatów, które my prezentujemy. Odzew jest bardzo duży z różnych stron, bo nawet dostajemy sygnały od pracowników gminy, od pracowników spółek, którzy oficjalnie nie mogą nas poprzeć, ale po cichu mówią to, że wspierają nas, że przyjdą na referendum. Ja wierzę, że to się po prostu uda.
Przypomnijmy, że referendum odwoławcze może odbyć się nie wcześniej niż 10 miesięcy od wyboru władz gminy. Te odbyły się 7 kwietnia.