Nyska biblioteka ogłosiła amnestię. W ten sposób instytucja chce zachęcić czytelników, którzy obawiając się kar, unikają oddawania przetrzymywanych książek.
Zgodnie z regulaminem standardowy okres wypożyczenia to 4 tygodnie. Po tym czasie za każdy dzień zwłoki placówka nalicza opłatę w wysokości 20 groszy za każdą przetrzymywaną pozycję. Jak mówi Paweł Pawlik z Miejskiej i Gminnej Biblioteki Publicznej w Nysie, powody, dla których czytelnicy nie oddają książek na czas są bardzo zróżnicowane.
- Zapomnienie to jest pierwszy powód, który jest podawany. Czasami jest też tak, że ludzie wyjeżdżają za granicę. Gdy wracają, mówią sobie "o Jezu, miałem książki do oddania". Też bywa tak, że pożyczą komuś, ten ktoś o tym zapomniał, no i tak dalej - wymienia.
Rekordziści zwlekają nawet po kilka lat. Ostatnie miesiące spowodowały też wzrost liczby nieterminowych zwrotów.
- Mamy, jak wiemy, pandemię i interakcje społeczne. Możliwość egzekwowania takich zobowiązań spadła. Duża część czytelników to są osoby starsze, które są bardzo narażone i też muszą one brać to pod uwagę chcąc odwiedzić miejsce publiczne, jakim jest biblioteka - wyjaśnia Paweł Pawlik.
Większość czytelników, z którymi rozmawiał nasz reporter wskazuje, że zdarzyło im się przekroczyć regulaminowy termin zwrotu. Mimo to część z nich uważa, że w takich sytuacjach nie powinno być taryfy ulgowej.
- Zdarzyło mi się. To jednak głupio jest nie oddać książek. Za darmo człowiek dostaje i jeszcze trzyma - zauważa pani Jolanta.
- Moim zdaniem taka amnestia to zły pomysł. Ludzie będą przetrzymywać książki i, idąc do biblioteki, nie będę miała co wypożyczyć. Powinny być kary. Ja za swoje zapominalstwo zapłaciłam i uważam, że to było właściwe - mówi pani Kinga.
Biblioteka wskazuje, że przeprowadzane do tej pory amnestie osiągały swój cel, pozwalając odzyskać sporą część przetrzymywanych zbiorów. Dodajmy, że kar można uniknąć do końca maja, a akcja prowadzona jest zarówno przez główną siedzibę instytucji, jak i jej filie.