Nyski WOPR jest przygotowany na zbliżający się sezon letni. Mimo, że coraz więcej kąpielisk w kraju ma problemy z zapewnieniem odpowiedniej liczby ratowników, na nyskich plażach i basenach nie powinno brakować obsady.
Jak wskazuje Jarosław Białochławek, prezes Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Nysie, problemy z brakiem chętnych do pracy wynikają zazwyczaj ze sporej odpowiedzialności spoczywającej na barkach ratowników. Zarobki także bywają mało atrakcyjne, choć w naszym regionie sytuacja nie wygląda najgorzej.
- W Nysie czy w Opolu ratownicy zarabiają już w granicach od 3600 do 4500 złotych "na rękę". Myślę, że dla młodego człowieka jest to już satysfakcjonująca suma. To jest jednak odpowiedzialna praca, bo kilkadziesiąt tysięcy ludzi i każdy przychodzi z problemem do ratownika - dodaje.
W sezonie ratownik pracuje średnio 248 godzin miesięcznie.
Mimo, że do rozpoczęcia wakacji zostało jeszcze kilka tygodni, to nyscy WOPR-owcy nie siedzą z założonymi rękami. W ostatnim czasie pomagali dwóm jednostkom.
- Na szczęście były to techniczne akcje. Jedna łódź motorowa się zepsuła, ale druga, niewiele brakowało, żeby się przerodziła w akcje ratunkową. Podczas silnych podmuchów wiatru uszkodziło się ożaglowanie jednostki Omega i trzeba było ją szybko od wału odciągnąć, bo groziło, że łódź się rozbije o wały - wyjaśnia szef nyskiego WOPR-u.
Dodajmy, że nad bezpieczeństwem korzystających z miejskiego kąpieliska w Nysie będzie czuwało w tym roku 14 ratowników, a w parku wodnym w Głuchołazach będzie ich 6. Natomiast służbę nad Jeziorem Nyskim ma w tygodniu pełnić 4 zawodowych ratowników wspieranych przez 12 pracujących społecznie w weekendy.