Nie udało się rozwiązać problemu dyżurujących aptek w powiecie nyskim. Od nowego roku, w części gmin brakuje placówek chętnych do pracy, poza standardowymi godzinami.
Władze powiatu spotkały się dziś (03.01) z przedstawicielami branży, jednak rozmowy nie przyniosły żadnego przełomu. Aptekarze wskazywali między innymi na nieopłacalność dyżurów i braki kadrowe. Przedstawili też dane, z których ma wynikać, że w przeciągu ostatnich lat, podczas dyżurów praktycznie nie sprzedaje się leków ratujących życie.
- W bardzo wielu miejscowościach faktycznie nie ma takiej potrzeby. Te przypadki, z którymi trafiają do nas pacjenci, są zupełnie oddalone od tego, żeby ratować ludzkie życie i zdrowie. Bardzo często zdarzają się przysłowiowe kubki na mocz albo leki, które mamy w swoich apteczkach, czy możemy kupić na stacji benzynowej - wyjaśnia Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Jedna doba dyżuru ma kosztować placówki w naszym regionie nawet 400 złotych. Jak wskazują farmaceuci, coraz większa konkurencja nie pozwala osiągać w ciągu dnia takich zysków, by można było zapewnić obsadę w nocy.
Władze powiatu nyskiego przyznają, że samorząd ma w tej sprawie związane ręce. Nawet wskazanie aptek mających pełnić dyżury, niewiele zmieni.
- W gminie Otmuchów, Głuchołazy, Paczków aptekarze nie wyrażają zgody na pełnienie dyżurów w dni świąteczne. My wyznaczamy grafik, bo do tego obligują nas przepisy. Ale jeżeli aptekarze nie wyrażają zgody, my nie jesteśmy w stanie ich zmusić do tego - zauważa Joanna Burska, członek zarządu powiatu nyskiego.
Nawet gdyby w kasie powiatu udało się znaleźć pieniądze na zabezpieczenie dyżurów, prawo nie zezwala na taką pomoc ze strony samorządu.
Dodajmy, że w samej Nysie, w trybie ciągłym, funkcjonuje tylko jedna apteka.