Choć od pierwszej tury wyborów samorządowych minęły już prawie dwa miesiące, w niektórych częściach Nysy nadal można spotkać plakaty zachęcające do oddania głosu na niektórych kandydatów.
Zgodnie z prawem, część tego typu treści powinna zniknąć z ulic dawno temu. Strażnicy miejscy przypominają o tym komitetom, jednak poza tym właściwie nie mogą już zbyt wiele zrobić.
- Miesiąc od wyborów pełnomocnik komitetu wyborczego ma obowiązek usunąć plakaty. Jeżeli tego nie uczyni to... trzy kropki. Nie mamy narzędzia, aby karać tych niesfornych, że tak powiem, którzy nie uprzątnęli po wyborach - przyznaje Grzegorz Smoleń, komendant Straży Miejskiej w Nysie.
Na dodatek przepisy nie dotyczą materiałów wyborczych znajdujących się na prywatnym terenie - te mogą pozostawać na miejscu właściwie bez żadnych ograniczeń.
W przypadku, gdy apele nie przynoszą skutków, magistrat może sięgnąć po metody bardziej dotkliwe dla komitetów. Takie rozwiązanie jednak nie zawsze jest dla miasta opłacalne.
- Jesteśmy w trakcie przygotowania pisma do burmistrza Nysy, żeby tych naprawdę opornych, no niestety, zmotywować w inny sposób. Chyba burmistrz będzie musiał na koszt gminy usunąć a później zwrotu kosztów domagać się na drodze sądowej. W Polsce to jest rok, półtora, dwa - dodaje komendant.
Jak jednak wskazuje nyska Straż Miejska, zdecydowana większość, bo nawet 90% kandydatów, w porę usunęła swoje plakaty.