Nierozwiązany jest problem dotyczący unijnego dofinansowania współpracy na pograniczu polsko-czeskim. Zwłaszcza organizacje pozarządowe, ale też i samorządy lokalne oraz podległe im instytucje mają kłopoty związane z refinansowanie projektów realizowanych we współpracy z południowymi sąsiadami. Jednocześnie beneficjenci przyznają, że bez tych funduszy nie udałoby się zrealizować wielu lokalnych, polsko-czeskich przedsięwzięć.
– Dzięki tym pieniądzom od lat współpracujemy z naszym odpowiednikiem w Krnovie - mówi Ryszard Grajek, dyrektor Prudnickiego Ośrodka Kultury. – Projekt jest na kwotę prawie 145 tysięcy euro. Bez projektów nie byłoby tych pieniędzy. Natomiast najpierw musimy sfinansować sto procent kosztów, a potem czekać łaskawie, kiedy te pieniądze wrócą i czy wszystkie wydatki zostaną zakwalifikowane.
Tempo wydawania unijnych pieniędzy wspierających rozwój naszego pogranicza uzależnione jest od czeskiej biurokracji.
- Do funkcjonujących rozwiązań jest wiele zastrzeżeń - mówi Radosław Roszkowski, prezes Stowarzyszenia Gmin Polskich Euroregionu Pradziad. – Chociażby do tego, jak długo trzeba oczekiwać na spływ pieniędzy w ramach Funduszu Mikroprojektów. Te pieniądze spływają z Czech. Np. powiat prudnicki zrealizował projekt w 2017 roku, a na zwrot wydatków czekał półtora roku. Na to nie możemy pozwolić. Tutaj warto otrzymać mocniejsze wsparcie od polskiego ministerstwa rozwoju.
Zdaniem Radosława Roszkowskiego należy wprowadzić zmiany w zarządzaniu funduszami, którymi Unia Europejska wspiera pogranicze polsko-czeskie. Instytucję, która się tym zajmuje - tzw. wspólny sekretariat polsko-czeski - należy przenieść z Ołomuńca do polskiej części Euroregionu Pradziad. Mogłoby to nastąpić w ramach nowego rozdania funduszy unijnych.