Niepewne jest powstanie centrum przesiadkowego w Prudniku. Gmina ta aspiruje do miana turystycznego regionu. Z centrum przesiadkowego ma korzystać kilku przewoźników komunikacji publicznej. Natomiast miasto nie jest właścicielem dogodnej lokalizacji, dlatego rozważało przejęcie dworca kolejowego. Temat upadł, gdy pod koniec ubiegłego roku PKP poinformowały, że obiekt ten będą remontować.
- Należy wrócić do rozmów z koleją – mówił podczas ostatniej sesji prudnicki radny miejski Jan Roszkowski. – Zrezygnowaliśmy, tak bardzo leciutko z przejęcia od PKP ulicy Dworcowej. Nie wiem, czy to nie jest za późno, abyśmy jednak wrócili do tematu, bo panie burmistrzu za dużo jest pary w gwizdek, a za mało w tłoki, aby ciągnąć gminę.
Gdy rozmowy z koleją znalazły się w impasie władze Prudnika zainteresowały się dawnym dworcem PKS. Jego właścicielem jest teraz firma Arriva.
- Właśnie tam chcielibyśmy zrobić to centrum przesiadkowe - mówi burmistrz Prudnika Franciszek Fejdych. – Od dwóch miesięcy oczekujemy na jednoznaczne określenie się, czy Arriva zechce nam przekazać ten obiekt. Po raz kolejny wysyłamy pismo i wniosek, żebyśmy się spotkali i uzgodnili te kwestie. Czas zaczyna nas znowu gonić. Pod koniec roku może być ogłoszony kolejny nabór wniosków o dofinansowanie centrów przesiadkowych, a my nadal nie możemy zgłosić projektu, bo nie mamy własnego terenu.
Miliony złotych unijnego dofinansowania na przedsięwzięcia komunikacyjne otrzymały z urzędu marszałkowskiego np. przygraniczne Głubczyce i Nysa. Władze Prudnika liczą, że rzutem na taśmę uda im się jeszcze pozyskać fundusze na centrum przesiadkowe. Mają to być pieniądze, które zostaną po przetargach ogłoszonych przez miasta będące już beneficjentami unijnego wsparcia.