Pochodzący ze Sławięcic ks. Franciszek Kurzaj, po raz kolejny przywiózł na Opolszczyznę sporą grupę Śląskich Teksańczyków. Amerykanie z polskimi korzeniami odwiedzali miejscowości, skąd ponad 160 lat temu wyemigrowali ich przodkowie. Dla wielu z nich spotkanie ludzi noszących takie same nazwiska było bardzo wzruszającym przeżyciem.
Wśród Śląskich Teksańczyków jest spora grupa, która nadal posługuje się gwarą, którą przekazują z pokolenia na pokolenie.
- Nazywam się Ernest Rakowicz. Przyjechałem do Polski spotkać moją rodzinę. W Polsce widziałem sporo kościołów, bardzo fajne kościoły. Biskupów i śpiewy w czasie mszy. Jak dziewczynki zaśpiewały Alleluja w czasie mszy, to aż się popłakałem, takie to było piękne – mówi jeden z uczestników wyjazdu.
Father Frank, bo tak jest nazywany przez parafian ks. Franciszek Kurzaj, od kilkunastu lat odwiedza Polskę przywożąc ze sobą grupy Śląskich Teksańczyków.
- Tym razem jest 47 osób. Jeździliśmy od Krakowa przez Oświęcim, Wadowice tu na Śląsk. Byliśmy w Piekarach, Częstochowie i Trzebnicy, Płużnicy, Strzelcach, Kotulinie, Oleśnie, Zębowicach. Wszędzie tam, gdzie trzeba się zatrzymać, tam byliśmy, bo oni tu przyjeżdżają głównie po to, żeby być na tej wiosce – mówi ks. Kurzaj.
W czasie pobytu na Opolszczyźnie grupa odwiedziła m.in. Jemielnicę i Strzelce Opolskie. Tam państwo Jendrzejek i Pawellek z Teksasu poznali swoich być może dalekich krewnych. Amerykanie zapowiadają, że po powrocie do siebie spróbują ustalić dokładne genealogie swoich rodzin, żeby wiedzieć, czy ich przodkowie na pewno wyjechali z tych właśnie miejscowości.
Goście wzięli też udział w Dniach Ziemi Strzeleckiej, dlatego że część z nich to mieszkańcy miejscowości Bandera, która jest miastem partnerskim Strzelec Opolskich.