Podcast #6: Piractwo komputerowe
Cześć. Piractwo komputerowe... któż z nas kiedykolwiek nie miał styczności z tym straszliwym, karalnym procederem. Piractwo komputerowe nie jest zjawiskiem nowym. W zasadzie można powiedzieć, że jest to najpopularniejsza forma rozpowszechniania muzyki, filmów, gier i programów od lat osiemdziesiątych, aż po dziś dzień.
Eric Clapton kiedyś powiedział, że "Gdyby nie piraci, byłbym Zbigniewem Hołdysem" i miałby rację, ponieważ tak naprawdę od wielu lat "piractwo" zmieniło się diametralnie. Dzisiaj cały Internet oparty jest o shareowanie, czyli udostępnianie różnorakich treści, ale pamiętając o prawach autorskich i majątkowych. Początkowo wolni twórcy nie mieli z piractwem problemu, gdyż kupowało się nośnik, ale niewiele osób posiadało urządzenia kopiujące. Dodatkowo nikt szczerze mówiąc nawet o tym nie myślał. Pamiętam ten okres, dla mnie wyjątkowy gdy posiadałem na moją Amigę 500+ program o nazwie X-COPY, którym można było skopiować całą zawartość dyskietek, a tym samym oczywiście np. gry czy programy. I... nie ukrywam, to były początki nabywania mojej wiedzy z zakresu bezpieczeństwa informatycznego. Udało mi się je powtórzyć w emulatorze, gdzie wszystko wygląda identycznie. Aaah! Te piękne wspomnienia i niezapomniane dźwięki stacji dyskietek.
Oczywiście ówczesne gry i programy posiadały zabezpieczenia, lecz były one stosunkowo proste do złamania, natomiast nigdy nie zapomnę klimatu gdy wkładało się dyskietkę do napędu i chwilę później pojawiały się piękne obrazki ASCII z muzyką 8-bitową. Do dzisiaj pamiętam takie grupy hackerskie jak DEVIANCE, SKID_ROW, ECLIPSE, UnderPL czy moi najwspanialsi rAz0r1911.
No dobrze, tak się kopiowało gry przed epoką globalnej wioski. Internet - mało popularny jeszcze w latach dziewięćdziesiątych był miejscem wymiany różnorakich informacji. Wtem, pojawił się jeden Wybraniec, który postanowił udostępniać swoje oryginalne płyty do Internetu nie pobierając w żaden sposób opłat za udostępnienie. Co raz więcej utworów trafiało do internetu, więc i udostępnień było co raz więcej. Pierwotnie idea internetu była zbliżona do sieci opartej o komunikację punkt-punkt, tzw. PEER-TO-PEER - czyli równorzędnej wymiany danych. W wyniku niezwykle gwałtownego rozwoju, symetria internetu została całkowicie złamana, a rolę dystrybutorów przejęły przedsiębiorstwa i instytucje, które było stać na utrzymanie bardzo drogich łączy. Publikowanie empetrójek w scentralizowanym Internecie nie było możliwe, gdyż ich zawartość, w większości wypadków, naruszała prawa autorskie. Scentralizowana i stabilna struktura ułatwiała zidentyfikowanie publicznego serwera z plikami i zamknięcie go przy pomocy instrumentów prawnych. Szybko stało się jasne, że w Internecie rozumianym jako sieć stron internetowych i serwerów FTP, utrudnione jest rozpowszechnianie plików z muzyką ze względu na prawo. Na takim gruncie jesienią '99 roku pojawiła się często uważana za pierwszą, wykorzystywana do pobierania plików multimedialnych sieć P2P o nazwie - Napster,. Założony przez Shawna Fanninga, który umożliwiał każdemu, kto pobrał i zainstalował aplikację, na udostępnienie wybranych zasobów swojego komputera innym użytkownikom w Internecie. Ważną cechą Napstera, która przyczyniła się do gwałtownej popularyzacji, była łatwość obsługi. Żeby stać się węzłem sieci nie trzeba było wykazać się żadną wiedzą techniczną. Masowość wykorzystania sieci Napstera, a także płynność jej topologii (węzły zmieniały się w zależności od tego, kto aktualnie był zalogowany), była dla użytkowników swoistym parasolem ochronnym przed roszczeniami koncernów muzycznych, gdyż wyśledzenie wszystkich użytkowników wiązałoby się z dużymi kosztami. Ten mechanizm ochronny funkcjonuje do dzisiaj. Kojarzycie takie nazwy jak Kazaa, Osiołek czy mikroTorrent? No właśnie, właśnie łobuziaki. Przyłapałem was. Ale czy powinniśmy się nazywać piratami? Otóż nie do końca. Prawo mówi, że "kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, przedmiot będący nośnikiem utworu artystycznego wykonania, fonogramu, wideogramu rozpowszechnianego lub zwielokrotnionego bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom BLA BLA podlega grzywnie, karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat" BLA BLA. Więc moi drodzy, ściągać zawsze możemy z Internetu, natomiast w przypadku utworów artystycznych ściągniętych na własne potrzeby powinniśmy je usunąć z komputera w ciągu 24 godzin. Inaczej jest w przypadku gier i programów komputerowych. Tutaj mamy do czynienia z czynem poważniejszym wszak i spiracone oprogramowanie jest wielokrotnie droższe niż muzyka. Ściągnięcie i instalacja takiej gry której zabezpieczenia zostały złamane - zawsze zostawia ślad w komputerze i od tego już tak łatwo nie idzie się wymigać w razie kontroli. Jak wygląda odpowiedzialność cywilna i karna w przypadku naruszenia prawa. W przypadku pobierania utworów bez zgody autora, posiadacz praw autorskich może domagać się potrójnej zapłaty jeśli wina jest zawiniona, bądź podwójnej gdy czyn nie jest zawiniony. Dodatkowo także może domagać się zwrotu sumy pozyskanej za nielegalne wykorzystywanie i tutaj nie ma ustalonych widełek finansowych. Wszystko jest zależne od okoliczności. W przypadku odpowiedzialności karnej, piractwo komputerowe jest po prostu kradzieżą zgodnie z wcześniej cytowanym przeze mnie artykułem 278 paragrafu drugiego. Czy powinniśmy się bać? Tak, zawsze. Nigdy nie wiadomo czy policja nie zainteresuje się w jakiś sposób nami, a pamiętajmy, że jeżeli mamy konta na portalach typu chomik, to policja bez problemu ma wszystkie nasze dane, tylko często nie reaguje. Dlaczego? Bo zdradziłaby się wtedy z wykorzystywanymi metodami śledczymi, a dodatkowo "skórka nie jest warta wyprawki" Tzn. zgodnie ze słowami mojego kolegi, Dominika R., dyrektora biura do walki z cyberprzestępczością - Policja niekoniecznie jest zainteresowana nami, szarymi użytkownikami gdyż skala przestępstwa jest ogromna, a szkodliwość znikoma. W zasadzie Policja nic innego nie mogła by robić tylko zajmować się karaniem za pobranie empetrójki, którą na przykład ściągnęliśmy dla dziecka by pięknie zasnęło. Musiałaby powstać swoista druga Straż Miejska, zajmująca się nielegalnym oprogramowaniem. Inaczej jest w przypadku firm, gdzie skala jest znacznie, znacznie większa i oprogramowanie o wiele droższe. Ceny sięgają nawet kilkuset tysięcy złotych, więc kolokwialnie mówiąc, producent traci sporo, ale także sporo może zyskać. Należy też pamiętać, że jeżeli Policja otrzyma zgłoszenie o domniemanym popełnieniu przestępstwa - to musi reagować, nawet jeżeli dotyczy to osoby prywatnej, więc moi drodzy - nie zachęcam. Dzisiaj oprogramowanie dla domu jest stosunkowo tańsze, bo dostępne przez specjalistyczne platformy i naprawdę nie warto już zajmować się piraceniem. Gdy ja byłem młodym Corleone, to owszem. Na osiedlu jako jedyny posiadałem nagrywarkę płyt i internet, więc jak ktoś coś chciał, to szedł do mnie. Komisarzu Dominiku - pozdrawiam Cię i proszę nie pakuj mnie za kraty za te słowa.
Dzisiaj z płyt korzystamy sporadycznie, Internet jest zdecydowanie lepiej uregulowany od strony prawnej, a dodatkowo są specjalne platformy anty-pirackie.
Do najsłynniejszych możemy zaliczyć następujące:
Dla gier mamy Steam powstałe w 2003 roku oraz Battle.Net 2.0 powstały w 2009 roku.
Dla muzyki mamy Spotify powstałe w 2006 roku, a dla wideo jest mnóstwo platform typu NetFlix, IPLA i takie podobne.
Wspominanym platformom przyświeca jedna zasada - mamy program kliencki, instalowany na komputerze, gdzie musimy posiadać swoje konto z jakimiś danymi i na tej podstawie kupujemy i rejestrujemy tam nasze produkty. Dzisiaj jest to szczerze mówiąc jedyna rozsądna metoda walki z piractwem bo w przypadku gier, oczywiście nadal możemy załadować cracka, jednakże nie pogramy już na oryginalnych serwerach bo zostaniemy od razu wyrzuceni.
Na koniec żartobliwie dodam, że za prekursora piractwa uznaje się powszechnie Pana Jezusa, który spiracił pięć bochenków chleba, dwie ryby oraz wino i udostępnił tłumom w Kanie Galilejskiej. Ponieważ przykład szedł z samej góry, my dzisiaj klikając na przycisk "Pobierz" czujemy się w pełni usprawiedliwieni moralnie. Ale pamiętajcie, prawo jest prawem, należy go przestrzegać bo nigdy nie wiadomo czy jednak Policja nie zainteresuje się nami. Dzięki za dziś.
Eric Clapton kiedyś powiedział, że "Gdyby nie piraci, byłbym Zbigniewem Hołdysem" i miałby rację, ponieważ tak naprawdę od wielu lat "piractwo" zmieniło się diametralnie. Dzisiaj cały Internet oparty jest o shareowanie, czyli udostępnianie różnorakich treści, ale pamiętając o prawach autorskich i majątkowych. Początkowo wolni twórcy nie mieli z piractwem problemu, gdyż kupowało się nośnik, ale niewiele osób posiadało urządzenia kopiujące. Dodatkowo nikt szczerze mówiąc nawet o tym nie myślał. Pamiętam ten okres, dla mnie wyjątkowy gdy posiadałem na moją Amigę 500+ program o nazwie X-COPY, którym można było skopiować całą zawartość dyskietek, a tym samym oczywiście np. gry czy programy. I... nie ukrywam, to były początki nabywania mojej wiedzy z zakresu bezpieczeństwa informatycznego. Udało mi się je powtórzyć w emulatorze, gdzie wszystko wygląda identycznie. Aaah! Te piękne wspomnienia i niezapomniane dźwięki stacji dyskietek.
Oczywiście ówczesne gry i programy posiadały zabezpieczenia, lecz były one stosunkowo proste do złamania, natomiast nigdy nie zapomnę klimatu gdy wkładało się dyskietkę do napędu i chwilę później pojawiały się piękne obrazki ASCII z muzyką 8-bitową. Do dzisiaj pamiętam takie grupy hackerskie jak DEVIANCE, SKID_ROW, ECLIPSE, UnderPL czy moi najwspanialsi rAz0r1911.
No dobrze, tak się kopiowało gry przed epoką globalnej wioski. Internet - mało popularny jeszcze w latach dziewięćdziesiątych był miejscem wymiany różnorakich informacji. Wtem, pojawił się jeden Wybraniec, który postanowił udostępniać swoje oryginalne płyty do Internetu nie pobierając w żaden sposób opłat za udostępnienie. Co raz więcej utworów trafiało do internetu, więc i udostępnień było co raz więcej. Pierwotnie idea internetu była zbliżona do sieci opartej o komunikację punkt-punkt, tzw. PEER-TO-PEER - czyli równorzędnej wymiany danych. W wyniku niezwykle gwałtownego rozwoju, symetria internetu została całkowicie złamana, a rolę dystrybutorów przejęły przedsiębiorstwa i instytucje, które było stać na utrzymanie bardzo drogich łączy. Publikowanie empetrójek w scentralizowanym Internecie nie było możliwe, gdyż ich zawartość, w większości wypadków, naruszała prawa autorskie. Scentralizowana i stabilna struktura ułatwiała zidentyfikowanie publicznego serwera z plikami i zamknięcie go przy pomocy instrumentów prawnych. Szybko stało się jasne, że w Internecie rozumianym jako sieć stron internetowych i serwerów FTP, utrudnione jest rozpowszechnianie plików z muzyką ze względu na prawo. Na takim gruncie jesienią '99 roku pojawiła się często uważana za pierwszą, wykorzystywana do pobierania plików multimedialnych sieć P2P o nazwie - Napster,. Założony przez Shawna Fanninga, który umożliwiał każdemu, kto pobrał i zainstalował aplikację, na udostępnienie wybranych zasobów swojego komputera innym użytkownikom w Internecie. Ważną cechą Napstera, która przyczyniła się do gwałtownej popularyzacji, była łatwość obsługi. Żeby stać się węzłem sieci nie trzeba było wykazać się żadną wiedzą techniczną. Masowość wykorzystania sieci Napstera, a także płynność jej topologii (węzły zmieniały się w zależności od tego, kto aktualnie był zalogowany), była dla użytkowników swoistym parasolem ochronnym przed roszczeniami koncernów muzycznych, gdyż wyśledzenie wszystkich użytkowników wiązałoby się z dużymi kosztami. Ten mechanizm ochronny funkcjonuje do dzisiaj. Kojarzycie takie nazwy jak Kazaa, Osiołek czy mikroTorrent? No właśnie, właśnie łobuziaki. Przyłapałem was. Ale czy powinniśmy się nazywać piratami? Otóż nie do końca. Prawo mówi, że "kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, przedmiot będący nośnikiem utworu artystycznego wykonania, fonogramu, wideogramu rozpowszechnianego lub zwielokrotnionego bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom BLA BLA podlega grzywnie, karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat" BLA BLA. Więc moi drodzy, ściągać zawsze możemy z Internetu, natomiast w przypadku utworów artystycznych ściągniętych na własne potrzeby powinniśmy je usunąć z komputera w ciągu 24 godzin. Inaczej jest w przypadku gier i programów komputerowych. Tutaj mamy do czynienia z czynem poważniejszym wszak i spiracone oprogramowanie jest wielokrotnie droższe niż muzyka. Ściągnięcie i instalacja takiej gry której zabezpieczenia zostały złamane - zawsze zostawia ślad w komputerze i od tego już tak łatwo nie idzie się wymigać w razie kontroli. Jak wygląda odpowiedzialność cywilna i karna w przypadku naruszenia prawa. W przypadku pobierania utworów bez zgody autora, posiadacz praw autorskich może domagać się potrójnej zapłaty jeśli wina jest zawiniona, bądź podwójnej gdy czyn nie jest zawiniony. Dodatkowo także może domagać się zwrotu sumy pozyskanej za nielegalne wykorzystywanie i tutaj nie ma ustalonych widełek finansowych. Wszystko jest zależne od okoliczności. W przypadku odpowiedzialności karnej, piractwo komputerowe jest po prostu kradzieżą zgodnie z wcześniej cytowanym przeze mnie artykułem 278 paragrafu drugiego. Czy powinniśmy się bać? Tak, zawsze. Nigdy nie wiadomo czy policja nie zainteresuje się w jakiś sposób nami, a pamiętajmy, że jeżeli mamy konta na portalach typu chomik, to policja bez problemu ma wszystkie nasze dane, tylko często nie reaguje. Dlaczego? Bo zdradziłaby się wtedy z wykorzystywanymi metodami śledczymi, a dodatkowo "skórka nie jest warta wyprawki" Tzn. zgodnie ze słowami mojego kolegi, Dominika R., dyrektora biura do walki z cyberprzestępczością - Policja niekoniecznie jest zainteresowana nami, szarymi użytkownikami gdyż skala przestępstwa jest ogromna, a szkodliwość znikoma. W zasadzie Policja nic innego nie mogła by robić tylko zajmować się karaniem za pobranie empetrójki, którą na przykład ściągnęliśmy dla dziecka by pięknie zasnęło. Musiałaby powstać swoista druga Straż Miejska, zajmująca się nielegalnym oprogramowaniem. Inaczej jest w przypadku firm, gdzie skala jest znacznie, znacznie większa i oprogramowanie o wiele droższe. Ceny sięgają nawet kilkuset tysięcy złotych, więc kolokwialnie mówiąc, producent traci sporo, ale także sporo może zyskać. Należy też pamiętać, że jeżeli Policja otrzyma zgłoszenie o domniemanym popełnieniu przestępstwa - to musi reagować, nawet jeżeli dotyczy to osoby prywatnej, więc moi drodzy - nie zachęcam. Dzisiaj oprogramowanie dla domu jest stosunkowo tańsze, bo dostępne przez specjalistyczne platformy i naprawdę nie warto już zajmować się piraceniem. Gdy ja byłem młodym Corleone, to owszem. Na osiedlu jako jedyny posiadałem nagrywarkę płyt i internet, więc jak ktoś coś chciał, to szedł do mnie. Komisarzu Dominiku - pozdrawiam Cię i proszę nie pakuj mnie za kraty za te słowa.
Dzisiaj z płyt korzystamy sporadycznie, Internet jest zdecydowanie lepiej uregulowany od strony prawnej, a dodatkowo są specjalne platformy anty-pirackie.
Do najsłynniejszych możemy zaliczyć następujące:
Dla gier mamy Steam powstałe w 2003 roku oraz Battle.Net 2.0 powstały w 2009 roku.
Dla muzyki mamy Spotify powstałe w 2006 roku, a dla wideo jest mnóstwo platform typu NetFlix, IPLA i takie podobne.
Wspominanym platformom przyświeca jedna zasada - mamy program kliencki, instalowany na komputerze, gdzie musimy posiadać swoje konto z jakimiś danymi i na tej podstawie kupujemy i rejestrujemy tam nasze produkty. Dzisiaj jest to szczerze mówiąc jedyna rozsądna metoda walki z piractwem bo w przypadku gier, oczywiście nadal możemy załadować cracka, jednakże nie pogramy już na oryginalnych serwerach bo zostaniemy od razu wyrzuceni.
Na koniec żartobliwie dodam, że za prekursora piractwa uznaje się powszechnie Pana Jezusa, który spiracił pięć bochenków chleba, dwie ryby oraz wino i udostępnił tłumom w Kanie Galilejskiej. Ponieważ przykład szedł z samej góry, my dzisiaj klikając na przycisk "Pobierz" czujemy się w pełni usprawiedliwieni moralnie. Ale pamiętajcie, prawo jest prawem, należy go przestrzegać bo nigdy nie wiadomo czy jednak Policja nie zainteresuje się nami. Dzięki za dziś.