Teoria, że każdy prezes TVP miał swoją czarną listę artystów nieakceptowalnych, jest niefalsyfikowalna, a fakt, że kiedyś gwiazdą opolskiego festiwalu był zespół Ich Troje, stawia ją pod dużym znakiem zapytania. Choć możliwe, że ówczesny prezes miał tak fatalny gust. Tak czy inaczej, temat owej nieformalnej listy proskrypcyjnej po raz pierwszy trafił w tym roku na pierwsze strony gazet, co w sumie nie dziwi, biorąc pod uwagę temperaturę politycznego sporu. Doprowadziło to – i to jest ewenement – do przesunięcia terminu festiwalu, zburzenia politycznej równowagi w Opolu i na koniec – a to już bardzo poważna sprawa – do pojawienia się pytania o przyszłość opolskiego święta polskiej piosenki. Bo przecież w kolejce są Kielce.
Bezdyskusyjne jest tu jedno: TVP zrezygnowała z udziału w festiwalu zespołu Arkadiusza Jakubika Dr Misio z uwagi na antyklerykalny (oficjalnie: nieemisyjny czy też może niemisyjny?) teledysk. Ale o tym się dowiedzieliśmy już po tym, jak wybuchła afera o to, że podobno prezes TVP Jacek Kurski nie chce Kayah za jej udział w marszach KOD. Media, przede wszystkim te antyrządowe, rozkręciły aferę i artyści, zgodnie z dobrze wszystkim znanym instynktem stadnym, zaczęli publicznie ogłaszać, że do cenzurowanego Opola na pewno nie pojadą. Także ci, o których mało kto słyszał, ale przecież każda okazja jest dobra, żeby się wypromować, a taka okazja, żeby się podpromować w roli obrońcy wolności artystycznej, nie zdarza się przecież co dzień.
Kurski próbował dementować te pogłoski, i to w obecności samej Maryli Rodowicz, ale było już za późno, bo mleko już się wylało i prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski uznał, że musi stanąć po stronie artystów (to na początek), zażądać powołania rady artystycznej (w chwilę później), nie wpuścić ekipy technicznej TVP do amfiteatru (zaraz potem), wreszcie zerwać umowę w sprawie festiwalu (z marszu). Czym udowodnił nieżyczliwą mu tezę, że ma wyjątkowo krótki zapłon.
Jak się to skończyło, wszyscy wiemy. Festiwal odbył się dopiero we wrześniu i najlepszy nie był. Na Pietrzaku tłumów nie było, a Maryla – choć absolutnie się jej to należało z okazji benefisu – nie dostała kwiatów od gospodarzy.
Cóż, festiwale bywały lepsze i gorsze (pamiętajmy o Ich Troje), ale otwarte pozostaje pytanie o przyszłość imprezy, która może i jest z innej epoki, ale pozostaje znakiem rozpoznawczym Opola. I na to pytanie musi sobie w najbliższych miesiącach odpowiedzieć prezydent Wiśniewski. O tym, że awantura o festiwal popsuła mu relacje z rządem nie piszemy, bo to sprawa oczywista.