W kultowej powieści Josepha Hellera "Paragraf 22" jeden z bohaterów tłumaczy leczącemu go psychoanalitykowi, że naprawdę szkoda czasu na analizowanie jego snów - na przykład snu o rybie, o którym akurat mowa - bo jemu wszystko "kojarzy się z seksem". Wdrażanie w życie tak zwanej ustawy dekomunizacyjnej pokazało, że w grę wchodzi podobne zjawisko: prawie wszystko, właściwie odruchowo, mniej lub bardziej kojarzy się z komunizmem, czasami słusznie minionymi, których ślady należy zatrzeć. I jest z tym problem.
Można sobie z tego tematu żartować, ale jest jednak poważny, bo rzeczywiście są osoby, organizacje czy rocznice, których upamiętniać w przestrzeni publicznej nie powinniśmy, przede wszystkim w trosce o edukację historyczną przyszłych pokoleń. Co prawda jeszcze przez wiele lat będziemy pewnie słyszeć o tym, że ktoś mieszka "na starym ZWM-ie", ale być może następne pokolenia będą już mówiły o osiedlu Armii Krajowej.
Diabeł tkwi w szczegółach. Bo są fakty i i biografie oczywiste, ale są zdarzenia i życiorysy niejednoznaczne, są wreszcie wspomniane już skojarzenia, z którymi jest najgorzej. I wszystkie te problemy przerabiamy w trakcie dekomunizacji opolskich ulic. Bywa łatwo, bywa trudniej. Nikt raczej nie broni Ostapa Dłuskiego (przy takiej ulicy mieszkałem wiele lat), choćby dlatego, że mało kto wie, kim był ten tajemniczy komunistyczny aparatczyk. Ale już ulica Jana Rychla w Strzelcach Opolskich stała się przedmiotem żywej dyskusji. Co jest ważniejsze: rodłakowski rozdział przedwojenny czy socjalistyczny powojenny? Także ulice 20-lecia czy Pionierów znalazły swoje obrońców, którzy próbowali przypisać im jakieś nowe znaczenie, choć bezdyskusyjne było, jakie były intencje tych, którzy w latach Polski Ludowej przypisywali ulicom takich a nie innych patronów. Pionierowie raczej wszystkim kojarzą się ze Związkiem Sowieckim i komunistyczną młodzieżówką a nie pionierami takiej czy innej dziedziny naukowej.
Ale już ze skojarzeniami jest to ryzyko, że można przeszarżować. Na Opolszczyźnie wątpliwości służb wojewody wzbudziła na przykład ulica 8 marca, czyli - nazywając rzecz po imieniu - ulica Dnia Kobiet. I tu pojawił się problem, bo Dzień Kobiet faktycznie kojarzony jest ze słusznie minioną epoką, kiedy był obchodzony hucznie i z przytupem (goździki, rajstopy, kieliszek szampana (radzieckiego) z pierwszym sekretarzem POP), ale przecież ma tradycję znacznie dłuższą niż ojczyzna proletariatu.