Uchodźcy to temat drażliwy, chętnie wykorzystywany przez polityków. Jedni używają ich do rozliczania innych polityków z otwartości, inni traktują jako straszak mobilizujący wyborców. Ale mówimy tu o uchodźcach czy też imigrantach, jak mówią niektórzy, którzy przybywają do Europy z Afryki czy też szeroko pojętych krajów Trzeciego Świata, jak mawiano przed nastaniem epoki politycznej poprawności. Zupełnie inaczej traktowani są Ukraińcy, których mamy coraz więcej. Nie bez przyczyny w Opolu ma powstać ukraiński konsulat.
Rzecz jasna relacje polsko-ukraińskie nie zawsze są wzorcowe. I niekoniecznie chodzi to o pamięć wydarzeń przypomnianych w poruszającym "Wołyniu" Smarzowskiego. W Opolu, a podobno także w innych miastach uniwersyteckich, poszło o miejsca w akademikach. Polscy studenci narzekali w sieci, że mają problemy z uzyskaniem pokoju, bo pierwszeństwo mają żacy z Ukrainy. Na Uniwersytecie Opolskim reakcja władz uczelni była jednoznaczna: studenci z Ukrainy są wielce pożądani i nie należy im robić żadnych wstrętów. I trudno się tej reakcji dziwić, skoro mamy w Opolu około 500 ukraińskich studentów, czego w czasach demograficznego niżu nie wolno nie doceniać. Co więcej, jak pokazały badania Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej, aż 90 procent z nich wiąże swoją przyszłość z Polską.
Pożądani są także robotnicy, niejeden spec od rynku pracy twierdzi, że dziś trudno sobie wyobrazić tak zwaną budowlankę bez pracowników z Ukrainy. Jak wyliczają pośredniaki, mamy ich na Opolszczyźnie około 16 tysięcy, a być może sporo więcej, bo statystyki odnotowują tylko tych, którzy pracują legalnie. A jak duża jest szara strefa, trudno powiedzieć.
Nie koniec na tym. Prawdziwą sensacja była inicjatywa starostwa powiatowego w Kluczborku, które zaproponowało młodym Ukraińcom i Białorusinom miejsce w internacie oraz naukę w kluczborskich szkołach ponadgimnazjalnych. I choć w grę wchodziły osoby niepełnoletnie, znalazła się ponad setka chętnych.