Człowiek uczy się całe życie. W 2016 roku dowiedzieliśmy się, że istnieje coś takiego, co fachowo, choć nieco dziwacznie, nazywa się zanieczyszczeniem światłem. Wszystko za sprawą nieistniejącej jeszcze szklarni w Świerklach. Dodajmy dla porządku, że jej powstanie jest niepewne, co okazało się w trakcie dyskusji o powiększeniu Opola. Ponieważ Świerkle 1 stycznia staną się częścią stolicy regionu i przestaną być wioską, inwestor traci możliwość skorzystania z dotacji na rozwój obszarów wiejskich, co podobno może go skłonić do zarzucenia przedsięwzięcia.
O istnieniu zanieczyszczenia światłem pierwsi dowiedzieli się mieszkańcy Bogatyni, gdzie powstała równie wielka szklarnia. I okazało się, że łuna, jaką powoduje, potężnie przeszkadza naszym sąsiadom z Czech i Niemiec, co skończyło się międzynarodowymi protestami. W przypadku szklarni w Świerklach podobno byłoby tak samo, przed czym przestrzegał na naszej antenie dr Jerzy Dobosz, były pełnomocnik wojewody (też byłego) do spraw ochrony środowiska. Zdaniem Dobosza, nad tą szklarnią będzie się unosić łuna światła, która odbije się od chmur i w efekcie będziemy mieli słup światła widoczny z odległości nawet 10 kilometrów. A to może powodować bezsenność i inne nieprzyjemne dolegliwości.
Dobosz przekonywał także, że problem jest na tyle nietypowy, że nie wzięli go pod uwagę eksperci przygotowujący dla tej inwestycji raport w sprawie oddziaływania na środowisko. A ten, jego zdaniem, powinien uwzględniać negatywny wpływ światła na życie mieszkańców i tak zwaną awifaunę, czyli faunę latającą, która będzie się zachowywała niczym ćma przyciągana przez światło świecy.
Czy tak byłoby w rzeczywistości, nie wiadomo. Nie wiadomo także, czy będzie okazją się przekonać, bo, jak już pisaliśmy, inwestycja jest niepewna. A plany robiły wrażenie: inwestycja miała kosztować 250 milionów złotych i dać pracę 700 osobom.