Spomiędzy drzew nie widać lasu. I tak też było w przypadku nielegalnej wycinki drzew w gminie Wołczyn. Gdy miejscowy ekolog Adam Ulbrych zaalarmował opinię publiczną, że ktoś wycina bez zezwolenia bezcenne dęby, ocknęły się także lokalne władze i organy ścigania. Z mizernym skutkiem, choć wszyscy miejscowi wiedzieli, że w grę wchodzi zorganizowany przestępczy proceder.
Prokuratura, ku potężnemu zaskoczeniu mediów i opinii publicznej, umarzała kolejne postępowania, bo traktowała je jako incydentalne przypadki, które powinny być raczej przedmiotem postępowań administracyjnych. Tymczasem coraz bardziej jasne było, że to wszystko ma wyraźnie bandyckie tło. Ktoś podpalił dom Ulbrycha, ekolog zaczął odbierać pogróżki, zastraszeni czuli się także miejscowi urzędnicy. Ofiarą tajemniczej szajki padła także miejscowa firma rolna, której ktoś podpalił cenne maszyny.Straty szły w setki tysięcy złotych. Gdy media zaczęły coraz częściej o sprawie pisać, politycy napięli muskuły i zapowiedzieli, że na pewno sprawą się zajmą.
Trzeba było jednak poczekać na odebranie sprawy opolskiej prokuraturze i przekazanie jej, już na wniosek nowego wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, do prowadzenia wrocławskiej filii Prokuratury Krajowej. Dopiero to śledztwo przyniosło prawdziwe efekty: kryminalni zatrzymali Michała A., właściciela dużej firmy produkującej meble, działającej po sąsiedzku, w województwie wielkopolskim. Co ciekawe, od samego początku w plotkach na temat możliwego zleceniodawcy wycinki i podpaleń przewijało się właśnie to nazwisko. Wyglądało jednak na to, że ludzie są za bardzo zastraszeni, by o nim mówić.
Na konferencji prasowej po zatrzymaniu szemranego biznesmena okazało się, że sprawa ma, nomen omen, gruby kaliber, bo prokuratura zarzuciła mu kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym. Grozi mu długoletnia odsiadka, został tymczasowo aresztowany. A Prokuratura Krajowa twierdzi, że sprawa jest rozwojowa.