Najpierw wprawiliśmy całą Polskę w pełne podziwu osłupienie. Jedno z wolnościowych stowarzyszeń ogłosiło, że chce sprowadzić na Opolszczyznę 200 syryjskich chrześcijan, po czym przekonało opolskiego ordynariusza biskupa Andrzeja Czaję, by projekt poparł i zaapelował do proboszczów o pomoc w znalezieniu uchodźcom nowego domu. Szybko okazało się, że nie takie to proste i skończyło się na sprowadzeniu do Głogówka jednej syryjskiej rodziny.
Potem zaczęła się kampania wyborcza i temat uchodźców stał się przedmiotem politycznych batalii. Co ciekawe, ci sami wolnościowcy, którzy chcieli ściągać braci w wierze z Północnej Afryki, teraz przekonywali, że Polska nie powinna rozwiązywać cudzych problemów, czyli kłopotów, jakie ściągnęła sama na siebie kanclerz Angela Merkel, zapraszając uchodźców do Europy.
Pierwsze skrzypce w tej kampanii, w której uchodźcy szybko zamienili się w imigrantów i groźnych islamistów, grał jednak poseł Patryk Jaki, który po raz kolejny udowodnił, że jest wybitnym specem od politycznego marketingu. Stanął na czele serii demonstracji przeciwko islamistom, które zorganizowano najpierw w Opolu a potem w kilku innych miastach regionu. I choć wielkich tłumów nie było, to przekaz medialny był jasny: to poseł Jaki jest głównym obrońcą Opolan zagrożonych przyjazdem bliżej jeszcze nie określonej liczby potencjalnie niebezpiecznych obcych, o których nawet wszystkowiedzący Mossad wie za mało, by stwierdzić, czy nie kryją się wśród nich agenci Państwa Islamskiego. Bez dwóch zdań operacja ta przełożyła się na znakomity wynik wyborczy Jakiego. Bo choć islamiści do nas nie dotarli, ale niechętni im wyborcy dotarli do urn.